niedziela, 21 października 2012

Wpis bonusowy. Gra, która jest filmem, film, który jest grą.

„Heavy Rain” (nie mylić z nazwą leku na opryszczkę) jest grą, którą albo już wszyscy przeszli, albo przynajmniej kojarzą z tytułu. Ja jako, że jestem dość nieobeznana w nowinkach technicznych, dopiero kilka miesięcy temu otrzaskałam ją na ps3- choć wiem, że data produkcji to bodajże 2010 rok. Mimo, że (prawdopodobnie) już wszystko zostało na jej temat powiedziane, chciałam dorzucić swoje trzy grosze, odnosząc się do własnych emocjonalnych przeżyć (także będzie fanowania co nie miara, trzymajcie się poręczy i liczcie na lewitującą bieliznę).


Co mi się w niej najbardziej podobało? Oczywiście fakt, że choć poruszamy się czterema różnymi postaciami (i to tak różnymi jak się tylko da), w pewnym momencie wczujemy się w ich położenie do tego stopnia, że a)będziemy przeżywać ich rozterki, upadki, czy decyzje jakby to były nasze własne i b) (tu dochodzimy do sedna sprawy)będziemy wręcz panami swojego losu; gra bowiem jest jednym wielkim interaktywnym wyborem, okraszonym dawką dramatu i to takiego z najwyżej półki. David Fincher z pewnością nie powstydziłby się ułożenia podobnego scenariusza, a samo „Heavy Rain” z łatwością mogłoby konkurować z współczesnymi produkcjami kryminalnymi. No właśnie, kryminał. Najgorzej kiedy seryjny morderca zna twoje największe słabości i wie, ile jesteś w stanie poświęcić dla najbliższej osoby. Tak właśnie dzieje się w przypadku Ethana Marsa- rozwiedzionego architekta, który niedawno stracił syna. Żeby było mało, drugi żyjący potomek naszego bohatera w trakcie akcji zostaje porwany, a my odnajdując wiadomość od mordercy z origami, będziemy musieli/bądź nie (bo wszystko zależy od nas) rozwiązywać jego makabryczne polecenia, aby dotrzeć do zadokowanego gdzieś małego Seana Marsa. Oprócz tego, równolegle wcielamy się w cierpiącą na bezsenność, młodą dziennikarkę Madison, uzależnionego od TRIPO agenta FBI Jadena i byłego policjanta Scotta Shelby’ego- który jako wynajęty detektyw prowadzi dochodzenie w tej samej sprawie. 

Każdy, kto miał za sobą przygodę z „Heavy Rain” doskonale wie, że posiada ona 18 odrębnych zakończeń- także jest w czym wybierać. Oczywiście (również) muszę poskarżyć się na dziwaczne rozwiązanie jakim jest wprowadzenie Quick Time Events- powodujące, że w danej chwili musimy wciskać konkretny element na naszym hm sterowniku, co nie zawsze bywa przyjemne i stu procentowo poręczne. Ten jeden szkopuł jest chyba jedynym minusem gry, więc jeśli nie mieliście jeszcze od czynienia z tym oryginalnym tytułem, szybko to nadróbcie.

A teraz przejdę do krótkiego podsumowania misji/rozdziałów które najbardziej zapadły mi w pamięć.
   
1.  Scena w klubie- chyba jedna z moich ulubionych, bo nie dość że mamy tam fajną muzyczkę, to jeszcze wiąże się z nią ciekawa intryga, gdzie tym razem Madison bierze sprawy w swoje ręce (oczywiście wszystko dzieje się, gdy uda się przejść odpowiednie ekhm starcie;)). Tutaj nie tylko pokazuje się kobietom jak najlepiej jest wydobywać zeznania z napalonych alfonsów (no dobra, akurat to może nie jest nic nowego), ale i w jaki sposób wkręcić się w menażerię-umówmy się, bez ładnej buzi nawet tusz nie jest wstanie nam pomóc.
2. Doktor Samo Zło- motyw jak z totalnego horroru, w dodatku do akcji wchodzi tu również bodajże piła, tasak i sprzęt mechaniczny zwany potocznie wiertarką. Nie powiem, żebym nie stresowała się tą akcją (przyznaję się, że za pierwszym razem zginęłam;3).
3. Relacja Ethan/Madison- całkiem zgrabnie poprowadzona, bez zbędnego patosu, czy melodramatyzmu. Najciekawszy jednak jest fakt, że nasza młoda dziennikarka wcale nie robiła niczego tak całkiem bezinteresownie, co bardzo trafnie określa prawdziwą naturę człowieka. Także jest może i dobrze, ale również momentami słodko-gorzko.
4. Wyzwania Ethana- zwłaszcza to z odcięciem palca i zabójstwem dilera (no i ten fragment jak upada zdjęcie z rodziną mówi bardzo wiele).
5. Morderca- sprytnie wymyślone rozwiązanie, bo ja się tego szczerze mówiąc zupełnie nie spodziewałam. Dziwnie? Być może jestem naiwna.
Plus rzecz o grafice-świetna, choć się nie znam; motyw deszczu to istna rewelacja.



Ps. Czy tylko ja miałam taki dziwny ucisk w żołądku, kiedy słyszałam muzykę tytułową?

4 komentarze:

  1. Pamiętam jak ją recenzowałem u mnie, sporo frajdy wtedy miałem. I sporo treści wtedy zawierały moje posty, nie tak jak dzisiaj

    Dla mnie, gracza doświadczonego cała gra ogólnie jest bardzo dobra pod względem technicznym - QTE to żaden minus tylko plus i urozmaicenie rozgrywki. Sterowanie postacią z tego co pamiętam było lekko uporczywe, ale nie o tym chciałem mówić.

    Największym minusem, o dziwo, jest scenariusz, a raczej rozwiązania w nim zawarte oraz zakończenia. Mnie osobiście, jasne, na początku jarało to wszystko, bo to nowe, bo to innowacja, dla mnie, kinomaniaka i fana Se7en to juz w ogóle. Ale to wszystko nie trzyma się kupy pod koniec i jest po prostu, może nie SŁABE, ale lekko trąci wiochą. I nie mamy 18 odrębnych zakończeń, bardziej powiedziałbym że to miszmasz jak w Falloucie 3 tylko lepiej zrobiony. Tyle ode mnie, Suz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż se zerknę na reckę ;)
      Hm, ja jednak miałam z tym problemy-no i jakimś tam wytrawnym graczem nie jestem, może stąd narzekanie;]
      Mnie osobiście najbardziej rozwalił motyw z lodówką (lol2), ale jednak pierwszy raz spotkałam się z taką innowacją-choć pewnie ponowne spotkanie by już nie było takie ciekawe. A no i te epizody to różnie można zinterpretować;p

      Usuń
  2. W Heavy Rain nie grałem, bo nie mam konsoli, a z tego co się orientuję, to chyba nie było wersji na PC. Ale grałem w poprzednią grę tych twórców - Fahrnenheit, zrealizowaną ponoć w bardzo podobny sposób. Tam też mieliśmy do czynienia z filmem pod postacią gry, który oglądało się(się grało się) niesamowicie:D I to była naprawdę fajna rzecz (chociaż tam też było kilka zakończeń, co ogólnie okazało się niezłym picem, bo i tak wszystko prowadziło to jednego, trochę ściema), dlatego ucieszyłem się, gdy usłyszałem o Heavy Rain. Tyle, że na razie nie mam okazji zagrać, ale wszelkie pozytywne opinie na jej temat już od długiego czasu rozbudzają mój apetyt, który mam nadzieję kiedys zaspokoić.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Fahrenheit też słyszałam;). A fakt,że na 2014 rok planują zabrać się za kinową wersję HR napawa mnie ciekawością i nadzieją, że tego nie schrzanią.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...