Dziś będzie mało odkrywczo, acz dość ciekawie. Jako osoba z tzw.opóźnionym zapłonem (ew. ogromnym poziomem lenistwa) chciałam przedstawić Wam dwa seriale, które ostatnio wywarły na mnie pozytywne wrażenie. Po pierwszy z nich sięgnęłam dzięki wielu zachęcającym opiniom, drugi to można by rzec swoisty dinozaur współczesnej kontrowersyjnej tematyki LGBT.
1. "Dziewczyny"/"Girls"- jak najlepiej opisać życie młodych-dorosłych, wkraczających w okres pomiędzy końcem studiów, a przyzwoitą pracą? HBO za pomocą zgrabnego scenariusza Leny Dunham, (która również wciela się w główną bohaterkę serii) opowiada ten nieznany większości producentów rozdział,obdarty ze słodkiej otoczki blichtru. Postaci dramy, mimo, że tak jak w słynnym "Seksie w wielkim mieście" są czterema przyjaciółkami, bynajmniej nie spotykają na swej drodze samych kolorowych przygód.
Hannah (Lena Dunham) właśnie dowiedziała się od rodziców, że nie będą więcej wspomagać ją finansowo. Najlepsza koleżanka, a zarazem współlokatorka Hannah, Marnie (Allison Williams) nie może dłużej znieść swojego nad opiekuńczego chłopaka. Jessa (Jemima Kirke) mimo, że wydaje się być najbardziej wyluzowana wśród reszty, wiecznie podróżuje próbując uciec od odpowiedzialności. Shoshanna (Zosia Mamet) zaś to hiper-aktywna, błądząca w serialowych marzeniach 22-latka, z ciążącym piętnem dziewictwa. Mimo wielu różnic zarówno w ubiorze, czy charakterze, każda z dziewczyn w lepszy lub gorszy sposób wspiera siebie nawzajem, próbując znaleźć wyjście z sytuacji. Nie jest to jednak tak wspaniały świat do jakiego przyzwyczaiła nas telewizja.
Tytułowe dwudziestoparolatki nie kochają swojej roboty, nie mogą znaleźć pracy, są również często bez gotówki i nie stać ich na luksusy. Ich mieszkania są równie zasyfiałe jak w każdym innym kraju. Seks, mimo, że jest tu dość powszechny, nie wzbudza pozytywnych emocji. Jest zobrazowany naturalistycznie, niekiedy wręcz odpychająco- co gryzie się z konwencją chociażby takiej "Plotkary".
Spójrzmy na wiodącą bohaterkę- ma nadwagę, nie jest piękna, ma problemy z facetem, (traktującym ją głównie jako panienkę do łóżka) i nic nie przychodzi jej łatwo. Hannah jest równie irytująca jak każdy człowiek z krwi i kości. Marnie i Jessa,choć wybijają się swoim wyglądem, nie robią zawrotnej kariery, jak w przysłowiowym amerykańskim śnie.
"Dziewczyny" jak na razie doczekały się jednego sezonu, który w moim odczuciu oglądało się całkiem dobrze. Pytanie tylko, czy są wstanie mnie jeszcze czymś zaskoczyć?
2. "Queer as folk, UK"- popełniłam to niewybaczalne faux- pas i miast zabrać się na początku za oryginał, dorwałam się do amerykańskiej wersji. Jednakże moja narastająca obsesja na punkcie Aidana Gillena, kazała mi jak najszybciej nadrobić ten haniebny błąd. Mimo, że pierwszy odcinek nie zrobił na mnie ogromnego wrażenia (a co chwilę było 'Oł maj god, Stuart to Littlefinger!'), szybko wchłonęłam te fantastyczne dwa sezony.
Poznajcie dwóch gejów z Manchesteru: Stuarta Alana Jones'a (Aidan Gillen) i Vincenta Tylera (Craig Kelly). Stuart to typ pewnego siebie, bezczelnego zawadiaki, który może mieć kogo zechce. Vince-najlepszy przyjaciel Stuarta, jest w nim sekretnie zakochany, a jego oddanie wielokrotnie przysparza mu kłopotów. Podczas kolejnej nocnej eskapady, ci dwaj panowie trafiają na Nathana (Charlie Hunnam)-piętnastoletniego młodzika, zupełnie nowego w środowisku homo. I tak owa trójka połączy ze sobą swoje losy, prowadząc nas w coraz ciekawsze i intrygujące zdarzenia.
Nie ukrywam, że miałam opory przed tym serialem. Porównywanie dwóch wersji było wręcz nieuchronne, tak więc i tutaj się bez tego nie obędzie;). Jeśli chodzi o kreacje aktorskie, to UK po prostu wymiata. Tak, Stuart Alan Jones to już postać kultowa, a Gale Harold, mimo, że swoją aparycją zdaje się przewyższać swojego poprzednika, nie dorasta mu w innych kwestiach. Brian Kinney faktycznie może ma ładną buźkę i jest dobrze zbudowany, ale nie ma tej niesamowitej iskry. Stuarta można nie lubić, ale faktem jest, że tak zagrać można tylko raz (i uwaga, nie hejtuję tu Gale'a, ale Aidan zwyczajnie ma lepszy warsztat). Vince również wypada inaczej, niż jego juesejowski odpowiednik. Michael jest nazbyt infantylny i bardzo szybko denerwuje widza. Rozumiem fascynację serialem, ale komiksy? To już niekoniecznie da się przełknąć. Mimo tych paru pozytywów, główną wadą QAF UK jest brak rozbudowanych postaci pobocznych. Lindsay i Melanie, czy świetna Debbie (aka Hazel)- nie uraczycie ich wątków w takiej ilości jak w pięcio-sezonowej produkcji z 2000 roku. Co do humoru, wiadomo, że brytole mają swój specyficzny styl, a amerykanie stawiają na więcej lukru i moralizatorstwa. Osobiście mocniej wkręciłam się w pierwowzór, choć nie ukrywam, że mniejsza ilość odcinków miała na to wyraźny wpływ.
No i tyle na dziś. Jeśli macie inne serialowe propozycje, chętnie je poznam;)
Tytułowe dwudziestoparolatki nie kochają swojej roboty, nie mogą znaleźć pracy, są również często bez gotówki i nie stać ich na luksusy. Ich mieszkania są równie zasyfiałe jak w każdym innym kraju. Seks, mimo, że jest tu dość powszechny, nie wzbudza pozytywnych emocji. Jest zobrazowany naturalistycznie, niekiedy wręcz odpychająco- co gryzie się z konwencją chociażby takiej "Plotkary".
"Dziewczyny" jak na razie doczekały się jednego sezonu, który w moim odczuciu oglądało się całkiem dobrze. Pytanie tylko, czy są wstanie mnie jeszcze czymś zaskoczyć?
2. "Queer as folk, UK"- popełniłam to niewybaczalne faux- pas i miast zabrać się na początku za oryginał, dorwałam się do amerykańskiej wersji. Jednakże moja narastająca obsesja na punkcie Aidana Gillena, kazała mi jak najszybciej nadrobić ten haniebny błąd. Mimo, że pierwszy odcinek nie zrobił na mnie ogromnego wrażenia (a co chwilę było 'Oł maj god, Stuart to Littlefinger!'), szybko wchłonęłam te fantastyczne dwa sezony.
Poznajcie dwóch gejów z Manchesteru: Stuarta Alana Jones'a (Aidan Gillen) i Vincenta Tylera (Craig Kelly). Stuart to typ pewnego siebie, bezczelnego zawadiaki, który może mieć kogo zechce. Vince-najlepszy przyjaciel Stuarta, jest w nim sekretnie zakochany, a jego oddanie wielokrotnie przysparza mu kłopotów. Podczas kolejnej nocnej eskapady, ci dwaj panowie trafiają na Nathana (Charlie Hunnam)-piętnastoletniego młodzika, zupełnie nowego w środowisku homo. I tak owa trójka połączy ze sobą swoje losy, prowadząc nas w coraz ciekawsze i intrygujące zdarzenia.
Nie ukrywam, że miałam opory przed tym serialem. Porównywanie dwóch wersji było wręcz nieuchronne, tak więc i tutaj się bez tego nie obędzie;). Jeśli chodzi o kreacje aktorskie, to UK po prostu wymiata. Tak, Stuart Alan Jones to już postać kultowa, a Gale Harold, mimo, że swoją aparycją zdaje się przewyższać swojego poprzednika, nie dorasta mu w innych kwestiach. Brian Kinney faktycznie może ma ładną buźkę i jest dobrze zbudowany, ale nie ma tej niesamowitej iskry. Stuarta można nie lubić, ale faktem jest, że tak zagrać można tylko raz (i uwaga, nie hejtuję tu Gale'a, ale Aidan zwyczajnie ma lepszy warsztat). Vince również wypada inaczej, niż jego juesejowski odpowiednik. Michael jest nazbyt infantylny i bardzo szybko denerwuje widza. Rozumiem fascynację serialem, ale komiksy? To już niekoniecznie da się przełknąć. Mimo tych paru pozytywów, główną wadą QAF UK jest brak rozbudowanych postaci pobocznych. Lindsay i Melanie, czy świetna Debbie (aka Hazel)- nie uraczycie ich wątków w takiej ilości jak w pięcio-sezonowej produkcji z 2000 roku. Co do humoru, wiadomo, że brytole mają swój specyficzny styl, a amerykanie stawiają na więcej lukru i moralizatorstwa. Osobiście mocniej wkręciłam się w pierwowzór, choć nie ukrywam, że mniejsza ilość odcinków miała na to wyraźny wpływ.
No i tyle na dziś. Jeśli macie inne serialowe propozycje, chętnie je poznam;)