środa, 16 maja 2012

"Niebezpieczna metoda", czyli nie taki diabeł straszny..

Wspaniale jest mieć odmienne zdanie. Jeszcze wspanialej jest trafić na dzieło, po którym spodziewamy się jedynie rozczarowania. Być może miałam dobry nastrój- nie wiem na pewno, ale zasadniczo czułam niesamowita ulgę, gdy okazało się, że zbluzgana przez wielu produkcja Cronenberga okazała się całkiem znośnym filmidłem W dodatku wcale nie odczuwałam wszechogarniającej nudy, jak śmiało twierdzić parę innych osób. Faktycznie są takie sceny, w których aktorstwo nie powala, ale wbrew pozorom nie powodują one rezygnacji z seansu.
Dzieło twórcy "Wschodnich obietnic" reklamowano już parokrotnie, więc większość zapewne ma pojęcie o czym opowiada fabuła.

 Pierwsza dekada XX wieku. Do szpitala psychiatrycznego w Austrii, trafia Sabina Spielman (Keira Knightley)- kobieta oczytana, cierpiąca na napady histerii. Zajmuje się nią Carl Gustav Jung (Michael Fassbender), który w ramach leczenia stara się opracować jedną ze swoich teorii. Spotkania z pacjentami opiera głównie na szczerych rozmowach, a te wywlekają na wierzch ich największe obawy. W trakcie sesji z Sabiną, okazuje się, iż  ta początkująca studentka medycyny posiada własne przemyślenia na temat psychoanalizy, a Jung za jej pomocą dochodzi do paru nowatorskich odkryć. Stoją one w sprzeczności z myślą Freuda (Viggo Mortensen), którego zdaniem każde działanie człowieka ma aspekt seksualny i wiąże się głównie z pożądaniem. Wspólna kooperacja obu panów prowadzi w końcu do konfliktu, którego powodem jest nie tylko kontrowersyjna relacja Junga i Sabiny (która dawno przekroczyła formalne stosunki), ale również spór na tle naukowym. Jung widzi odniesienia religijne, metafizykę i inne podejście do libido, Freud zaś jedynie motywy cielesne. Znacząca wydaje się być także wypowiedź, w której Jung wyraźnie podkreśla, że gdyby rzeczywiście ludziom chodziło tylko o popęd płciowy, nie staraliby się go tłumić.

Trudno powiedzieć o czym tak właściwie traktuje produkcja. Za mało w niej polemiki dwóch znanych nazwisk, za dużo dramatu pomiędzy Jungiem a Sabiną. Szwajcarski psychiatra, balansujący między przykładnym życiem z bogatą żoną, a romansem, nie umie uwolnić się od wpływu Sabiny-która, choć stanowi dla niego naukowy katalizator, jest również bardzo niebezpiecznym pierwiastkiem. Freud widząc w Jungu swojego następcę,  nie potrafi pogodzić się z odmienną opinią, bojąc się, że narazi ona jego autorytet na szwank. Możliwe, że trochę za mało w tym dziele konkretów, a scenariusz wydaje się nieco poszatkowany (raz mamy romans, a za chwilę pojawiają się naukowe dysputy). Jednak nie powodowało to, abym zaprzestała dalszego śledzenia historii.

Gorzej gdybym musiała ocenić grę aktorską. Nie jestem żadnym krytykiem i znawcą, ale w pewnych momentach  kreacja Keiry Knightley wydawała mi się nadmiernie przerysowana. Nie dziwię się, że niektórzy widzieli w niej tylko wysuniętą żuchwę i przesadzony grymas. Rozumiem, że trudno odtworzyć pewne reakcje, ale serwowanie ich na rozpoczęcie projekcji  w takiej formie, spowodowało u mnie mały chichot. Później jest całkiem dobrze, tyle, że twardy rosyjski akcent trochę burzy się z pamiętną angielską manierą. Viggo Mortensen wręcz był Freudem i stanowił godnego przeciwnika dla wiarygodnego Fassbendra. Na uwagę zasługuje również neurotyczny Otto Gross, którego w filmie portretuje Vincent Cassel. Do plusów zaliczam tu także kostiumy i scenografię.
Podsumowując: "Niebezpieczną metodę" warto obejrzeć, chociażby po to, aby wyrobić sobie o niej własną opinię.


15 komentarzy:

  1. oj nie zgadzam się, ten film to istna masakra, oglądałam go na 8 razy, bo nie mogłam go znieść, chyba zostało mi nawet 15 minut tego dziełka

    nudne i o niczym, tak bym go podsumowała ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to mówią są gusta i guściki;P Ja myślałam, że film będzie tragiczny i może stąd tak pozytywna reakcja.

      Usuń
    2. a widzisz, ja spodziewałam się czegoś ciekawego ;)

      Usuń
  2. To nie jest kino w moim guście, ale ku mojemu zaskoczeniu film mi się podobał. Ciekawa analiza ludzkich zachowań, inteligentne dialogi, oprawa wizualna prima sort, przekonujące aktorstwo (szczególnie Viggo i Keira). Jedyne co było tu nudne to... Fassbender ;)

    Jedno zastrzeżenie do recenzji: napisałaś o filmie "Dzieło twórcy Wstydu", a Cronenberg chyba nie nakręcił filmu o takim tytule ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha faktycznie coś mi się pomyliło, pewnie z powodu Fassbendera;)

      Usuń
  3. Ja właśnie tak zrobię, obejrzę i wyrobię sobie własne zdanie. Skoro ten film jest tak źle odbierany to trzeba się dowiedzieć dlaczego. Choć na chudość Keiry Knightley nie mam ochoty patrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja oglądałam ze względu na Fassbendera właśnie i średnio wypadł. Ogólnie film w porządku, ale o tak oryginalnych osobach można było zrobić to ciekawiej. Moim zdaniem dla osób nie w temacie, film może zachęcić do zagłębienia się w ich życiorysy, dla mnie wiało nudą chwilami, a Jung wcale nie był taki grzeczniutki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie na tym chyba polega problem z biografiami, że skupiają się na jakimś wycinku i próbują ugrzecznić niektóre motywy.

      Usuń
  5. Dla mnie ten film był zbyt wygładzony i stonowany. Jakby Cronenberg nie dowierzał, że życie Junga czy Freuda już samo w sobie jest niezwykle ciekawym materiałem na film i dlatego tak się przejął relacją Junga ze Spielman. We mnie to nie trafiło i byłam bardzo zawiedziona, nie otrzymując tak istotnej filozofii XX wieku w pigułce, a romansidło ociekające sadomasochistycznym erotyzmem.

    Keira zagrała zbyt teatralnie, akademicko. Ładnie, ale lepiej się taką egzaltację ogląda w teatrze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi jej kreacja zgrzytała, ale najwyraźniej taki miał być zamysł (chyba;p). Po tylu niepochlebnych recenzjach myślałam, że otrzymam przysłowiowego gniota, więc byłam pozytywnie zaskoczona.

      Usuń
    2. Keira próbowała sił w teatrze, zagrała w dwóch sztukach, ale została zmiażdżona przez krytykę :) Myślę, że ten teatralny, akademicki styl został jej narzucony przez reżysera. Moim zdaniem aktorka doskonale wywiązała się z zadania. Zresztą histeria to zaburzenie cechujące się dużą przesadą w zachowaniu, teatralnością, więc w tym przypadku zarzuty o przerysowanie są moim zdaniem bezpodstawne, niesłuszne. Inna sprawa jest taka, że z powodu scenariuszowych uproszczeń Sabina zostaje bardzo szybko wyleczona i dlatego ta zbyt gwałtowna przemiana z ciężkiej histerii w łagodną nerwicę może wyglądać niezbyt wiarygodnie.

      Usuń
    3. Mi się tylko nie podobał początek, bo uważam, że są pewne granice miedzy dobra grą aktorską, a przesadą...Być może tak wyglądało to schorzenie, ale w wypadku filmu wyszło jak wyszło i 3/4 nadal będzie widziało w nim tylko żuchwę Keiry.

      Usuń
  6. jak dla mnie Keira totalnie położyła tu swoją rolę

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...