Bogaci ludzie mają przerąbane. Gdy już urodzisz się w majętnej rodzinie, nie pozostaje ci nic innego, jak kontynuować tą samą profesję. Gdzie? Oczywiście na Wall Street. O problemach wyższej sfery filmografia mówiła już na wiele sposobów, ale dawno nie widziałam, żeby w to wszystko wmieszano obsesję na punkcie zabijania. A taki właśnie jest "American Psycho".

Tak, Patrick lubi mordować. Lubi o tym myśleć, rysować i opowiadać. Nie, żeby w tej snobistycznej klice ktokolwiek brał jego dziwne teksty na poważnie. Ale niestety- mamy do czynienia z seryjnym maniakiem, lubującym się w machaniu siekierą i atakowaniu każdego, kto go zdenerwuje. Wystarczy, że na horyzoncie pojawi się bezczelny oszołom, który do tego próbuje być lepszy w pracy- wiedzcie,że Bates już ostrzy sobie na niego zęby. Takie hobby niestety ma swoją cenę-a sam Patrick prócz swoich schiz ma również na karku z prywatnego detektywa (Willem Dafoe). Jak to wszystko się zakończy? Odpowiedź znajdziecie włączając film.
Fabularne zakończenie stanowi istny majstersztyk. Nie będę zdradzać dalszego ciągu, jednak śmiem twierdzić, że nie jest to zwyczajny thriller. Oprócz makabrycznych scen, znajdziemy również groteskowo- zabawne sytuacje, które nadają oryginalną oprawę produkcji (weźmy chociażby przewijający się motyw z wizytówkami). Bateman, który podczas swoich łowów puszcza komercyjny pop w stylu Whitney Houston i Phila Collinsa jest niezwykle interesującą postacią. No bo kto normalny opowiada o muzykach, tak jakby cytował z marszu wikipedię? Czyżby Patrick nie do końca odnalazł się w schemacie rozpasanego towarzystwa?
Christian Bale w tej produkcji naprawdę robi wrażenie. Od początku do końca śledzimy coraz bardziej widoczną psychozę jego bohatera, który nie potrafi wyrazić siebie. Jest na przemian spokojny, sfrustrowany i obcesowy. Fakt, że wcześniej poza "Fighterem" nie oceniałam go za dobrze, ale muszę stwierdzić, że z tej roli wywiązał się znakomicie. Oglądając odczuwałam zarówno napięcie grozy, jak i ironiczny wydźwięk poszczególnych sytuacji (scena zerwania była równie sztuczna, co cały związek). Podobały mi się także utwory nadające właściwy charakter sekwencjom.
"American Psycho" budzi różne reakcje, jednak ja się srodze dobrze ubawiłam.