sobota, 12 maja 2012

Mamo, ja nie chcę być druhną!

Kristen Wiig to wariatka.Tak właśnie brzmiała moja pierwsza myśl po seansie filmu "Druhny". Co prawda produkcję widziałam kilka miesięcy temu,  ale jakimś cudem nie mogłam o niej zapomnieć. W końcu postanowiłam wyrzucić z siebie parę refleksji na jej temat i  raz na zawsze pozbyć się niesmaku po obejrzeniu tegoż dzieła.
Nie lubię,gdy twórczości przykleja się znane etykiety (że obraz w stylu tego i tego reżysera i tym podobne). W tym wypadku, reklamowanie wyżej wymienionej komedii jako "Kac Vegas" dla kobiet, było nie tylko rozpaczliwą próbą dotarcia do odbiorców, jak wręcz istnym strzałem w kolano. Dlaczego? Przekonacie się za chwilę.

Cała historia skupia się na problemach emocjonalnych Annie (Kristen Wiig), mieszkającej samotnie z dziwnym współlokatorem i jego jeszcze dziwniejszą siostrą. Dzięki znajomościom matki, Ann pracuje w niecierpianym przez nią sklepie jubilerskim, a w wolnym czasie pełni funkcję seks-partnerki. Gdy  jej najlepsza przyjaciółka- Lilian (Maya Rudolph) informuje ją o swoich zaręczynach, nasza blond-świruska czuje się trochę zdołowana. Kroplę goryczy przelewa fakt, że Helen (Rose Byrne)- snobistyczna organizatorka ślubu, jest nie tylko perfekcyjnie idealna w tym co robi, ale również rywalizuje o względy bycia bratnią duszą Lilian. Ten fakt daje Ann do myślenia i czyni ją zdeterminowaną, aby zostać pierwszą druhną i przygotować najlepszy wieczór panieński na świecie. Niestety (albo stety), wszystko sypie się niczym kostki domina, a Annie swoimi wybuchami frustracji prawie rujnuje pieczołowite, weselne preparacje. Na szczęście wszystko kończy się dobrze, a w życiu 30-sto parolatki pojawia się również rycerz w policyjnej zbroi.

Być może film byłby dobrą receptą na chłodne wieczory. I być może niektórzy uważają "Druhny" za udane kino. Jednak ja nie zaliczam się do tego grona.
Z reguły, gdy coś ma być zabawne dla widzów, to takim jest. U mnie śmiech wywołała jedynie scena w samolocie z odurzoną Anne i jej akcje ze zmienianiem miejsca. Reszta budziła tylko ironiczną reakcję i wyraz politowania. Dowcipy typu wymiotujące i załatwiające się w przymierzalni panie, nie sprawiają, że ma się ochotę na dalszy ciąg. Nad ekspresywny taniec Ann przed radiowozem i w samochodzie też mnie jakoś nie porwał.  Kristen Wiig i jej rozbudowana mimika twarzy sili się na humorystyczne przegięcia, ale przyćmił ją chaotyczny scenariusz i wyróżniająca się gra Melissy McCarthy. Postaci nie wzbudzały mojej szczególnej sympatii, jak również wydawały się iście groteskowe w swoich życiowych kłopotach. Annie poleciłabym raczej wizytę u sprawdzonego specjalisty, niż branie się za  jakiekolwiek przyjęcia...
Jeśli nie boicie się spędzić dwóch godzin przy specyficznej produkcji, za "Druhny" możecie się zabrać. Reszcie raczej odradzam i proponuję projekcję tylko w wypadku posiadania odpowiednich wspomagaczy.


14 komentarzy:

  1. kiedyś chciałam iść na to do kina, ale po przeczytaniu niepochlebnych recenzji zrezygnowałam. i chyba słusznie
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem muszę się zgodzić ze wszystkimi negatywnymi komentarzami. Ani to komedia, ani dramat, jeszcze żarty na najniższym poziomie.

      Usuń
  2. Podziwiam, że chciało Ci się stracić kolejne minuty z tym filmem na opisanie go... Mi do tej pory niedobrze na samą myśl o "Druhnach" (i wcale nie myślę o scenie w salonie sukien), choć obejrzałam już kilka miesięcy temu. Infantylne, pozbawione inteligentnego poczucia humoru, zgrabnego scenariusza i aktorstwa na jakimkolwiek poziomie kino. Na wieść o sequelu przewróciły mi się kiszki. Fuj, ble, nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepsze, że ten film był w pary kategoriach nominowany do Złotych Globów. Drugiej części to ja na pewno nie obejrzę.

      Usuń
    2. Wiem właśnie. Dramat jakiś:|

      Usuń
  3. Mnie też odrzuciły mało pochlebne komentarze, choć z reguły staram się nimi nie sugerować. "Kac Vegas" nieszczególnie mi się podobał i myślałam, że "Druhny" będą lepsze. Chyba jednak nie.
    Ciekawe czy w polskim kinie zrobią żeńską wersję "Kac Wawa" (którego na szczęście nie widziałam i nie zamierzam).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś sobie nie wyobrażam polskiej wersji tego filmu. Znowu wystąpiłyby te same, przereklamowane facjaty. Chyba po "Kac Wawa" długo nie będą brać się za takie pomysły (mam nadzieję;P).

      Usuń
    2. Kac Wawa to jakies nieporozumienie.
      Lepiej niech juz się nie biorą za słabe polskie covery bo prawdę mówiąc aż się wymiotować chce:/

      Usuń
  4. moim zdaniem trochę przereklamowany film.
    Jest całkiem fajny, ale po takich reklamach spodziewałam się czegoś naprawde lepszego, a zaserwowano mi niedzielnego schaboszczka. Strasznie przewidywalny, a naprawdę spodziwałam się mega dobrych scen.
    Mnie osobiście rozwaliła na łopaktki scena w salonie sukien ślubnych;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Brzmi trochę żenująco więc pewnie nie sięgnę po ten film.
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety ta żenada nie chciała się ode mnie odczepić, więc musiałam się jej pozbyć na klawiaturze;3.

      Usuń
  6. Scena w samolocie jest moją ulubioną :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...