Kristen Wiig to wariatka.Tak właśnie brzmiała moja pierwsza myśl po seansie filmu "Druhny". Co prawda produkcję widziałam kilka miesięcy temu, ale jakimś cudem nie mogłam o niej zapomnieć. W końcu postanowiłam wyrzucić z siebie parę refleksji na jej temat i raz na zawsze pozbyć się niesmaku po obejrzeniu tegoż dzieła.
Nie lubię,gdy twórczości przykleja się znane etykiety (że obraz w stylu tego i tego reżysera i tym podobne). W tym wypadku, reklamowanie wyżej wymienionej komedii jako "Kac Vegas" dla kobiet, było nie tylko rozpaczliwą próbą dotarcia do odbiorców, jak wręcz istnym strzałem w kolano. Dlaczego? Przekonacie się za chwilę.
Cała historia skupia się na problemach emocjonalnych Annie (Kristen Wiig), mieszkającej samotnie z dziwnym współlokatorem i jego jeszcze dziwniejszą siostrą. Dzięki znajomościom matki, Ann pracuje w niecierpianym przez nią sklepie jubilerskim, a w wolnym czasie pełni funkcję seks-partnerki. Gdy jej najlepsza przyjaciółka- Lilian (Maya Rudolph) informuje ją o swoich zaręczynach, nasza blond-świruska czuje się trochę zdołowana. Kroplę goryczy przelewa fakt, że Helen (Rose Byrne)- snobistyczna organizatorka ślubu, jest nie tylko perfekcyjnie idealna w tym co robi, ale również rywalizuje o względy bycia bratnią duszą Lilian. Ten fakt daje Ann do myślenia i czyni ją zdeterminowaną, aby zostać pierwszą druhną i przygotować najlepszy wieczór panieński na świecie. Niestety (albo stety), wszystko sypie się niczym kostki domina, a Annie swoimi wybuchami frustracji prawie rujnuje pieczołowite, weselne preparacje. Na szczęście wszystko kończy się dobrze, a w życiu 30-sto parolatki pojawia się również rycerz w policyjnej zbroi.
Być może film byłby dobrą receptą na chłodne wieczory. I być może niektórzy uważają "Druhny" za udane kino. Jednak ja nie zaliczam się do tego grona.
Z reguły, gdy coś ma być zabawne dla widzów, to takim jest. U mnie śmiech wywołała jedynie scena w samolocie z odurzoną Anne i jej akcje ze zmienianiem miejsca. Reszta budziła tylko ironiczną reakcję i wyraz politowania. Dowcipy typu wymiotujące i załatwiające się w przymierzalni panie, nie sprawiają, że ma się ochotę na dalszy ciąg. Nad ekspresywny taniec Ann przed radiowozem i w samochodzie też mnie jakoś nie porwał. Kristen Wiig i jej rozbudowana mimika twarzy sili się na humorystyczne przegięcia, ale przyćmił ją chaotyczny scenariusz i wyróżniająca się gra Melissy McCarthy. Postaci nie wzbudzały mojej szczególnej sympatii, jak również wydawały się iście groteskowe w swoich życiowych kłopotach. Annie poleciłabym raczej wizytę u sprawdzonego specjalisty, niż branie się za jakiekolwiek przyjęcia...
Jeśli nie boicie się spędzić dwóch godzin przy specyficznej produkcji, za "Druhny" możecie się zabrać. Reszcie raczej odradzam i proponuję projekcję tylko w wypadku posiadania odpowiednich wspomagaczy.