Czyli w czasach podstawówki i około gimnazjalnych. Seria wyjątkowo krótkich i być może mało zajmujących wynurzeń.
1. Bravo/ Bravo Girl- kiedyś czytanie tego magazynu było istnym szałem, nie tylko z powodu ładowanych tam prezentów, ale przede wszystkim kreowanej iluzji dorosłości- podpartej słynnymi na cały internet listami do redakcji. To, czy były one zgodne z prawdą wciąż pozostaje słodką tajemnicą, jednak wtedy to gazety pełniły rolę medium informacji o zespołach i gwiazdach. Co lubią, czego słuchają, no i były jeszcze te wiekopomne plakaty na środku strony.
2. W.I.T.C.H.*- pamiętam, jak zaświeciły mi się oczy na widok okładki komiksu. W tamtych czasach przechodziłam fascynację mangowymi rysunkami (sama też tworzyłam z lepszym, bądź gorszym skutkiem), co spowodowało, że od razu zabrałam się za serię. Bo po pierwsze bohaterki są po prostu interesujące, po drugie podobał mi się pomysł z portalami i podwójną tożsamością (oraz fakt, że Strażniczki po przemianie są bardziej dojrzałe, co różniło je od rzeczywistego wyglądu), no i do tego dochodził też wątek szkolny. Jak wiadomo, boom na tytuł przerodził się w różnorakie gadżety i wydania- tak więc zdarzyło mi się przeczytać którąś z książek [z przygodami Will]. Ogromnie rozczarowała mnie wersja telewizyjna, w której dziewczyny z Sheffield obdarzono niezbyt udanym dubbingiem, a cały design stracił na kolorystyce i nasyceniu. Miesiące temu próbowałam wrócić do tytułu i wykonać sentymentalną podróż do świata W.I.T.C.H., ale niestety- brak umiejętności pisarskich dał mi się we znaki.
3. "Pamiętnik Księżniczki"- cykl wielotomowy, który okazał się genialnym punktem wymiany między koleżankami: jak jedna miała część pierwszą, to inna kupiła drugą, dzięki czemu można było nadrobić wszystkie 'odcinki' bez całkowitego wypłukania z gotówki. Perypetie Mii czytało się dobrze za sprawą jej ironicznych spostrzeżeń względem obrotu sytuacji (mało popularna licealistka dowiaduje się, że jest dziedziczką tronu Genowii), oraz dość napiętych stosunków z babcią: która wolała, by nazywać ją Grandmère. I choć nawet dotarłam do szóstego/ siódmego tomu, gdy dowiedziałam się o jednym spoilerze odechciało mi się brnąć dalej w serię. Innym z powodów była część druga ekranizacji, co miała z serią tyle wspólnego, co ja z fizyką kwantową.
4."Czarna Magia w szkole"- biorąc pod uwagę jak tytuł ocenia się w sieci, niektórzy być może strzelą kulturalnego facepalma, ale w tamtych czasach wszystko co wiązało się z tajemniczym zniknięciem/magią/ zjawiskami paranormalnymi wystarczyło, żeby mnie przekonać. Fabuła należy do najkrótszych, objętość zresztą też, ale to, iż trzeba było rozwiązać zagadkę oczami narratorki, wydawało się całkiem udanym zabiegiem. Jako osoba o względnie rozwiniętej wyobraźni nie miałam problemu z zaakceptowaniem rozwoju akcji, a poza tym dowiedziałam się, czym tak właściwie jest pipetka.
5. CD-ACTION- może nie tyle kupowałam CD-A, co czytałam je u wujka informatyka, który kilka lat temu magazynował różne ciekawe rzeczy (na przykład "Asterixy"). Oczywiście z początku wertowałam strony z powodu 'fajnych obrazków', ale potem okazało się to dobrą, czytelniczą rozrywką. Tu pierwszy raz zetknęłam się z recenzjami gier, choć jak wiadomo w tej chwili słowo recenzja być może różni się od wcześniej nadanych standardów (a może nie?).
Owszem, czytałam w wieku 12 lat "Kawaii", a wcześniej "Cybermychę" (jak teraz pomyślę o nazwie to robi się dziwnie), ale wyciągać wszystkiego z głowy nie dam rady.
A wy, co wtedy przeglądaliście?
*I znów świerzbi mnie by podumać na ekranizacją, cóż za przewidywalność
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz