czwartek, 31 października 2013

Meet the Slayers

Czyli fantasy w natarciu, a ja się nie znam na anime.
Od lewej: Zelgadis, Lina, Amelia i Gourry. 
Dawno temu, w mistycznej krainie, żyła czarodziejka imieniem Lina Inverse. Nie stroniła od mocnego trunku, a swój czas spędzała walcząc z oprawcami. Jednak, prócz hobbistycznego niesienia pomocy mieszkańcom (skutkującego opłakanymi rezultatami), Linie zdarzało się dorabiać na boku- wszak złoto piechotą nie chodzi, a Linie daleko do nieskazitelnej wybawczyni. Pech chciał, że tym razem Inverse skradła coś, co przysporzy jej multum kłopotów- i nie mówię tu o gadającej rybie, czy też mumii-prześladowcy…
 
Ale, nim do tego dojdziemy, przybliżę kawałek fabuły. Po udanych łowach, w środku lasu Lina spotyka Gourry’ego Gabrieva- aspirującego szermierza o słabej koncentracji. Ten rosły młodzieniec szuka damy do obrony, a los chciał, że trafił akurat na Linę (tak to jest, kiedy śledzi cię banda złodziei).  Nasza bohaterka świetnie bawi się w scenie ratunku, zaś Gourry nieopatrznie bierze ją za… dziecko. I choć wszystko zakrawa na tani chwyt komediowy, Gourry i Lina względnie się polubią [wcale nie chodzi o jego Miecz Światła] ruszając do Atlas City-co rzecz jasna jest zalążkiem sagi „Slayers”.
Tam właśnie szacowna dwójka krzyżuje swe drogi z  Zelgadisem. Ów jegomość składa Inverse propozycję: chce odkupić przedmiot, który wszedł w jej posiadanie. Jednak Lina celowo odmawia dokonania transakcji, czując, że chodzi  o potężną magię. Do kwestii wmiesza się kapłan Rezo- jeden z mędrców, o którym dawno  słuch zaginął. Zdaniem Rezo Zel za pomocą posążka (który ma Lina) chce zbudzić demona Shabranigdo, co zakrawa na Apokalipsę. Wszystko to pachnie bardzo podejrzanie-i zresztą nic dziwnego. Bo pozory mylą, a ci, którzy zdają się kryształowi, skrywają w sobie szemrane intencje (albo raczej moce).
 
Do grona osobliwości zaliczyć można Amelię Seyruun- księżniczkę, marząca o fachu wojowniczki. Amelia kocha sprawiedliwość w mocnym słowa znaczeniu, co oczywiście rodzi konflikt między nią a Liną- wszak trudno wyobrazić sobie Inverse w roli Usagi Tsukino (podniosłe frazy są domeną Amelii, co momentami wypada komicznie: zwłaszcza kiedy ‘psuje’ akrobacje odstawiane przed złoczyńcami). Ona też staje się członkinią ‘Slayers’, dopełniając to dość oryginalne towarzystwo.  

   Niesamowite zwroty zdarzeń spowodują, iż Lina, Gourry i Zel zmierzą się  z grozą nie z tej Ziemi, a wraz z Amelią stoczą [epicką] bitwę w mieście Sairaag. Tutaj poznamy Sylphiel- uroczą, acz nie bezbronną kapłankę, podkochującą się w Gourry’m (który niczego się nie domyśla). 

    W „Slayers” poza zabawną otoczką, odnajdziemy pojedyncze dramaty bohaterów. Zelgadis, żyjąc w ciele golema-demona, czuje się oszukany i samotny [przyznaję, że wyszło dość Emo]. Wszak nawet zachłanna Lina żywiła doń pewną niechęć/rezerwę. Co uważniejsi wychwycą, że w oschły sposób traktuje[ludzkie] uczucia i pewnie nie raz działał poza prawem.  Zel w tej części wydaje się  najbardziej rozbudowaną [charakterologicznie] postacią, choć motywacja Rezo też pozostaje w pamięci. Kapłan obdarzony mocą uzdrawiania, nie mógł (o ironio) przywrócić wzroku sobie- co skutkowało niewłaściwymi decyzjami, niszczącymi Rezo oraz… zresztą, co ja będę zdradzać.
MW słyną  z bycia mieszaniną gatunków. Jest  i komedia i tragedia, trochę groteski, a przede wszystkim klimat rodem z „Indiany Jones’a”. Owszem, jak to z anime bywa, zdarzają się przerysowane sytuacje: kopniaki, nokauty, kompulsywne pożeranie kurczaków- choć na szczęście dzieją się z odpowiednim balansem. Ważną rzeczą są też umiejętności naszej heroiny. Posługuje się magią, ba, czarną magią- a choć ofensywną, to i diablo trudną, mogącą spowodować rozdarcie wszechświata (giga smok i ostrze stosowane w ostateczności, osłabiają Inverse do granic możliwości). Nie ma więc łatwych rozwiązań w dokonywaniu wyborów, zwłaszcza gdy mówimy o Linie Inverse. Mimo wad nie da się tej [rudej] pannicy tak po prostu znielubić, bo w moim odczuciu to całkiem udana bohaterka- spajająca resztę grupy swym barwnym jestestwem.   
Jak można nie lubić Xellosa?

A, ponieważ darzę autentycznym sentymentem* „Magicznych wojowników”, szybko pochłonęłam drugi sezon, z podtytułem „Next”
Co zatem dzieje się w Next? Zelgadis, szukając Księgi Proroctw wplątuje Linę w wir wydarzeń, które znów tyczyć się będą losów świata. Jednak nie ma zabawy bez dodatkowej zagwozdki- w postaci znikającego Don Pedro. On też pragnie odnaleźć Księgę Proroctw, z marszu wprowadzając zamęt w naszej paczce. Wszak Xellos- bo o nim mowa, nie wygląda na śmiertelnika, a przy tym ma dość irytującą manierę  (jego ulubiony tekst to: ‘To tajemnica’).

Slayersi sami w sobie mogą wydawać się niedopasowani. Lina jest egocentryczna, zbyt pewna siebie i prowokuje kłopoty. Gourry nie grzeszy inteligencją, a jego brak obeznania często prowadzi do konsternacji- nawet u wroga. Amelia, choć nie jest królową konfliktu, bywa infantylna, oraz koloryzuje sytuacje. Zelgadis zaś izoluje się raz po raz, wybierając stronę, która da mu więcej możliwości (na zdjęcie zaklęcia). Mimo to, w sytuacjach podbramkowych  wszyscy mocno się wspierają, zarówno na polu bitwy jak i podczas obiadu-choć z tym to akurat różnie bywa.
Za moment oprócz wesołego Xellosa (przymknięte źrenice = znak rozpoznawczy), problemem okaże się klonowanie, fioletowe plazmy, a także księżniczka Martina- nieudolnie próbująca zemścić się na Linie (ta znowuż ćwiczy demoniczny śmiech). Ale nic to w porównaniu do stwora tygodnia- czy raczej sequela, który zwie się Gaav. Pech chciał, że Slayersi [tym razem] nie radzą sobie z przydupasami poplecznikami Gaava- zatem starcie okaże się trudniejsze, niż można przypuszczać.
Tym bardziej, że (i tu cienkie fanfary w tle), za wszystkim stoi porażający osobnik z zaświatów. Zakończenie jest więc emocjonującą beczką ckliwych utworów- co wcale nie znaczy, że nie uroniłam łezki. „Slayers Next” można więc pochwalić za świat przedstawiony, dynamikę, a zwłaszcza  nakreślone postaci: zarówno protagonistów, jak i antagonistów.
Valgaav we własnej osobie.
Co do „Try”, czyli trzeciej odsłony serii, z początku miałam mieszane uczucia-  o ile pamiętam, nie porwała mnie tak jak poprzednik.  
    Bariera dzieląca krainę potworów i ludzi została naruszona, skutkując narastającą paniką i wezwaniem… Liny Inverse. Z tą prośbą zwraca się  smoczyca Filia, twierdząc, że Inverse jest kluczem do zniesienia zagłady (nieważne, że była ostatnią kandydatką). Za chwilę też bohaterowie poznają  main villain’a czyli Valgaava- eks sługę czerwonego Gaava. Do całości wmiesza się [jak zwykle] wścibski Xellos, niepokojąc się celem Valgaava (albo tym, kto mu pomaga).
     W „Try” punkt ciężkości przeniesiono na świat bytów wyższych. Więc uwierzcie mi- będzie patetyczniej, niż zwykle. W serii przewiną się [zatem] bogowie, potwory, smoki, no i oczywiście ludzie. Którzy- wbrew (obiegowej) opinii, nie są tak nieistotnymi drobinkami we wszechświecie. Plot twisty odwrócą postrzeganie charakterów, nabijając naiwnego widza w butelkę. Okaże się, że zacietrzewiony wróg Liny jest postacią tragiczną- cierpiącą z powodu starożytnego pochodzenia. Trudno momentami nie współczuć Valgaavowi, co otrzymał moc smoka-potwora [nie znoszących się ras] wbrew sobie.
Niezmiernie zaskoczył mnie odbiór tej części. Problematykę sił zła i dobra, rozbudowano do autentycznych realiów, sugerując wszechobecną hipokryzję. Mimo to, z serii wysuwa się  i pozytywny przekaz: można zasłużyć na drugą szansę, nawet jeśli żywi się [uzasadnioną] nienawiść.
Mydlić oczu nie będę-niektórym „Slayersi” mogą w ogóle nie przypaść do gustu. ‘Wojownicy’ to moje rysunkowe „Sleepy Hollow”: łączą tę porcję fandomowego pisku, który jest niezrozumiały dla postronnych- i w dodatku posiadają kilogramy kiczu. W którym nawiasem mówiąc im do twarzy.  

*Oglądało się w wieku dwunastu, trzynastu lat w telewizji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...