Czyli fantasy w natarciu, a ja się nie znam na anime.
Do grona osobliwości zaliczyć można Amelię Seyruun- księżniczkę, marząca o fachu wojowniczki. Amelia kocha sprawiedliwość w mocnym słowa znaczeniu, co oczywiście rodzi konflikt między nią a Liną- wszak trudno wyobrazić sobie Inverse w roli Usagi Tsukino (podniosłe frazy są domeną Amelii, co momentami wypada komicznie: zwłaszcza kiedy ‘psuje’ akrobacje odstawiane przed złoczyńcami). Ona też staje się członkinią ‘Slayers’, dopełniając to dość oryginalne towarzystwo.
A, ponieważ darzę autentycznym sentymentem* „Magicznych wojowników”, szybko pochłonęłam drugi sezon, z podtytułem „Next”.
Slayersi sami w sobie mogą wydawać się niedopasowani. Lina jest egocentryczna, zbyt pewna siebie i prowokuje kłopoty. Gourry nie grzeszy inteligencją, a jego brak obeznania często prowadzi do konsternacji- nawet u wroga. Amelia, choć nie jest królową konfliktu, bywa infantylna, oraz koloryzuje sytuacje. Zelgadis zaś izoluje się raz po raz, wybierając stronę, która da mu więcej możliwości (na zdjęcie zaklęcia). Mimo to, w sytuacjach podbramkowych wszyscy mocno się wspierają, zarówno na polu bitwy jak i podczas obiadu-choć z tym to akurat różnie bywa.
Co do „Try”, czyli trzeciej odsłony serii, z początku miałam mieszane
uczucia- o ile pamiętam, nie porwała
mnie tak jak poprzednik.
Od lewej: Zelgadis, Lina, Amelia i Gourry. |
Dawno temu, w mistycznej krainie, żyła czarodziejka imieniem Lina Inverse.
Nie stroniła od mocnego trunku, a swój czas spędzała walcząc z oprawcami.
Jednak, prócz hobbistycznego niesienia pomocy mieszkańcom (skutkującego
opłakanymi rezultatami), Linie zdarzało się dorabiać na boku- wszak złoto
piechotą nie chodzi, a Linie daleko do nieskazitelnej wybawczyni. Pech chciał,
że tym razem Inverse skradła coś, co przysporzy jej multum kłopotów- i nie
mówię tu o gadającej rybie, czy też mumii-prześladowcy…
Ale, nim do tego dojdziemy, przybliżę kawałek fabuły. Po udanych łowach, w
środku lasu Lina spotyka Gourry’ego Gabrieva- aspirującego szermierza o słabej
koncentracji. Ten rosły młodzieniec szuka damy do obrony, a los chciał, że
trafił akurat na Linę (tak to jest, kiedy śledzi cię banda złodziei).
Nasza bohaterka świetnie bawi się w scenie ratunku, zaś Gourry
nieopatrznie bierze ją za… dziecko. I choć wszystko zakrawa na tani chwyt
komediowy, Gourry i Lina względnie się polubią [wcale nie chodzi o jego Miecz
Światła] ruszając do Atlas City-co rzecz jasna jest zalążkiem sagi „Slayers”.
Tam właśnie szacowna dwójka krzyżuje swe drogi z Zelgadisem. Ów
jegomość składa Inverse propozycję: chce odkupić przedmiot, który wszedł w jej
posiadanie. Jednak Lina celowo odmawia dokonania transakcji, czując, że chodzi
o potężną magię. Do kwestii wmiesza się kapłan Rezo- jeden z mędrców, o
którym dawno słuch zaginął. Zdaniem Rezo Zel za pomocą posążka (który ma
Lina) chce zbudzić demona Shabranigdo, co zakrawa na Apokalipsę. Wszystko to
pachnie bardzo podejrzanie-i zresztą nic dziwnego. Bo pozory mylą, a ci, którzy
zdają się kryształowi, skrywają w sobie szemrane intencje (albo raczej moce).
Do grona osobliwości zaliczyć można Amelię Seyruun- księżniczkę, marząca o fachu wojowniczki. Amelia kocha sprawiedliwość w mocnym słowa znaczeniu, co oczywiście rodzi konflikt między nią a Liną- wszak trudno wyobrazić sobie Inverse w roli Usagi Tsukino (podniosłe frazy są domeną Amelii, co momentami wypada komicznie: zwłaszcza kiedy ‘psuje’ akrobacje odstawiane przed złoczyńcami). Ona też staje się członkinią ‘Slayers’, dopełniając to dość oryginalne towarzystwo.
Niesamowite zwroty zdarzeń spowodują, iż Lina, Gourry i Zel zmierzą
się z grozą nie z tej Ziemi, a wraz z
Amelią stoczą [epicką] bitwę w mieście Sairaag. Tutaj poznamy Sylphiel- uroczą,
acz nie bezbronną kapłankę, podkochującą się w Gourry’m (który niczego się nie
domyśla).
W „Slayers” poza zabawną otoczką, odnajdziemy pojedyncze dramaty
bohaterów. Zelgadis, żyjąc w ciele golema-demona, czuje się oszukany i samotny
[przyznaję, że wyszło dość Emo]. Wszak nawet zachłanna Lina żywiła doń pewną niechęć/rezerwę.
Co uważniejsi wychwycą, że w oschły sposób traktuje[ludzkie] uczucia i pewnie nie
raz działał poza prawem. Zel w tej
części wydaje się najbardziej
rozbudowaną [charakterologicznie] postacią, choć motywacja Rezo też pozostaje w
pamięci. Kapłan obdarzony mocą uzdrawiania, nie mógł (o ironio) przywrócić
wzroku sobie- co skutkowało niewłaściwymi decyzjami, niszczącymi Rezo oraz…
zresztą, co ja będę zdradzać.
MW słyną z bycia mieszaniną
gatunków. Jest i komedia i tragedia,
trochę groteski, a przede wszystkim klimat rodem z „Indiany Jones’a”. Owszem, jak
to z anime bywa, zdarzają się przerysowane sytuacje: kopniaki, nokauty, kompulsywne
pożeranie kurczaków- choć na szczęście dzieją się z odpowiednim balansem. Ważną
rzeczą są też umiejętności naszej heroiny. Posługuje się magią, ba, czarną
magią- a choć ofensywną, to i diablo trudną, mogącą spowodować rozdarcie
wszechświata (giga smok i ostrze stosowane w ostateczności, osłabiają Inverse
do granic możliwości). Nie ma więc łatwych rozwiązań w dokonywaniu wyborów,
zwłaszcza gdy mówimy o Linie Inverse. Mimo wad nie da się tej [rudej] pannicy tak
po prostu znielubić, bo w moim odczuciu to całkiem udana bohaterka- spajająca
resztę grupy swym barwnym jestestwem.
A, ponieważ darzę autentycznym sentymentem* „Magicznych wojowników”, szybko pochłonęłam drugi sezon, z podtytułem „Next”.
Co zatem dzieje się w Next? Zelgadis, szukając Księgi Proroctw wplątuje
Linę w wir wydarzeń, które znów tyczyć się będą losów świata. Jednak nie ma
zabawy bez dodatkowej zagwozdki- w postaci znikającego Don Pedro. On też pragnie
odnaleźć Księgę Proroctw, z marszu wprowadzając zamęt w naszej paczce. Wszak
Xellos- bo o nim mowa, nie wygląda na śmiertelnika, a przy tym ma dość
irytującą manierę (jego ulubiony tekst
to: ‘To tajemnica’).
Slayersi sami w sobie mogą wydawać się niedopasowani. Lina jest egocentryczna, zbyt pewna siebie i prowokuje kłopoty. Gourry nie grzeszy inteligencją, a jego brak obeznania często prowadzi do konsternacji- nawet u wroga. Amelia, choć nie jest królową konfliktu, bywa infantylna, oraz koloryzuje sytuacje. Zelgadis zaś izoluje się raz po raz, wybierając stronę, która da mu więcej możliwości (na zdjęcie zaklęcia). Mimo to, w sytuacjach podbramkowych wszyscy mocno się wspierają, zarówno na polu bitwy jak i podczas obiadu-choć z tym to akurat różnie bywa.
Za moment oprócz wesołego Xellosa (przymknięte źrenice = znak
rozpoznawczy), problemem okaże się klonowanie, fioletowe plazmy, a także księżniczka
Martina- nieudolnie próbująca zemścić się na Linie (ta znowuż ćwiczy demoniczny
śmiech). Ale nic to w porównaniu do stwora
tygodnia- czy raczej sequela,
który zwie się Gaav. Pech chciał, że Slayersi [tym razem] nie radzą sobie z przydupasami
poplecznikami Gaava- zatem starcie okaże się trudniejsze, niż można
przypuszczać.
Tym bardziej, że (i tu cienkie fanfary w tle), za wszystkim stoi porażający
osobnik z zaświatów. Zakończenie jest więc emocjonującą beczką ckliwych utworów-
co wcale nie znaczy, że nie uroniłam łezki. „Slayers Next” można więc pochwalić
za świat przedstawiony, dynamikę, a zwłaszcza nakreślone postaci: zarówno protagonistów, jak
i antagonistów.
Valgaav we własnej osobie. |
Bariera dzieląca krainę potworów i ludzi została naruszona, skutkując narastającą
paniką i wezwaniem… Liny Inverse. Z tą prośbą zwraca się smoczyca Filia, twierdząc, że Inverse jest
kluczem do zniesienia zagłady (nieważne, że była ostatnią kandydatką). Za chwilę
też bohaterowie poznają main villain’a czyli Valgaava- eks sługę
czerwonego Gaava. Do całości wmiesza się [jak zwykle] wścibski Xellos,
niepokojąc się celem Valgaava (albo tym, kto mu pomaga).
W „Try” punkt ciężkości przeniesiono na świat bytów wyższych. Więc
uwierzcie mi- będzie patetyczniej, niż zwykle. W serii przewiną się [zatem]
bogowie, potwory, smoki, no i oczywiście ludzie. Którzy- wbrew (obiegowej)
opinii, nie są tak nieistotnymi drobinkami we wszechświecie. Plot twisty odwrócą postrzeganie
charakterów, nabijając naiwnego widza w butelkę. Okaże się, że zacietrzewiony wróg
Liny jest postacią tragiczną- cierpiącą z powodu starożytnego pochodzenia. Trudno
momentami nie współczuć Valgaavowi, co otrzymał moc smoka-potwora [nie
znoszących się ras] wbrew sobie.
Niezmiernie zaskoczył mnie odbiór tej części. Problematykę sił zła i dobra,
rozbudowano do autentycznych realiów, sugerując wszechobecną hipokryzję. Mimo
to, z serii wysuwa się i pozytywny
przekaz: można zasłużyć na drugą szansę, nawet jeśli żywi się [uzasadnioną] nienawiść.
Mydlić oczu nie będę-niektórym „Slayersi” mogą w ogóle nie przypaść do
gustu. ‘Wojownicy’ to moje rysunkowe „Sleepy Hollow”: łączą tę porcję
fandomowego pisku, który jest niezrozumiały dla postronnych- i w dodatku
posiadają kilogramy kiczu. W którym nawiasem mówiąc im do twarzy.
*Oglądało się w wieku dwunastu, trzynastu lat w telewizji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz