wtorek, 30 kwietnia 2013

Hide and seek.

Rzadko kiedy spotykam serial, który jest pojedynkiem dwóch równorzędnych postaci. Często trafiam na coś, co można nazwać koncertem jednego aktora („House M.D. ”, „House of Cards”), albo bijącą z oddali orkiestrę, znikająca w tle („Gra o Tron”, „Twin Peaks”). Tym razem- sceptyczniej niż zwykle, wzięłam się za pozycję, odzwierciedlającą mą niechęć do znanych i nagradzanych produkcji. No bo zaraz, 2 Złote Globy z rzędu? I to w dodatku z fabułą, stanowiącą mnóstwo ‘za’ i ‘przeciw’- którą ktoś w jednym zdaniu zjechałby poniżej poziomu morza? Ale jednak coś mnie korciło, żeby dać „Homeland” szansę. I oto, w zatrważająco szybkim tempie, przepadłam czeluściach ekranu, by wchłonąć dynamiczną opowieść, która- pewnie nie doczekałaby się mojego zainteresowania nawet w ułamku sekundy, gdyby nie główni bohaterowie. 

Na wstępnie dodam, że dawno nie widziałam tak chaotycznie zmontowanego openingu. Ten celowy zabieg, od razu dał sygnał z czym będę mieć do czynienia. Słychać tu głos z wiadomości informujący o terrorystycznych nalotach, razem z widniejącymi zdjęciami dzieci w tle. Przemyka się również fragment muzyki jazzowej, której entuzjastką jest postać Carrie. Ta trąbka to kolejny zwiastun nadchodzącej niewiadomej- podobnie jak w serii z Kevinem Spacey. I wycinki z pilota, spinające klamrą wszystko, czego będziemy świadkami.
W pierwszych minutach pierwszego sezonu miałam wrażenie, że znów oglądam „Wroga numer jeden”. Zbliżenie na arabskie miasto (wraz z niebezpieczną akcją Carrie) wydało mi się podobne do zachowania postaci Chastain i nakierowane na jedną słuszną politykę. Jeszcze wracając do filmu Bigelow muszę dodać, że choć jest to tytuł godny uwagi, brak mi specjalnych pochwał, czy tak zwanego wiadra pomyj. Same nagrody również szału nie robią, bo ja się zachwycić nie umiałam, a już zwłaszcza grą odznaczoną statuetką. Już odnośnie serialu nie będę was oszukiwać: trudno doszukać się stu procentowej autentyczności, no bo żadna ze mnie agentka, czy też oswojona z wewnętrznymi działaniami rządu. Ale to, co komuś może chronicznie przeszkadzać w odbiorze każdego odcinka*, nie stanowi problemu, gdy skupi się na kiełkującej relacji-która nawiasem mówiąc, jest dla mnie najmocniejszym punktem produkcji. Chyba mam słabość do dramatycznych stosunków z nutką thrillera w tle, bo najwyraźniej są to główne składowe tej serii. 

Po dwóch stronach barykady stoją oni- Carrie Mathison i sierżant Nicolas Brody (btw czemu wszyscy, łącznie z żoną mówią mu po nazwisku?). Carrie poznajemy już w pierwszych minutach dzieła- i nie da się ukryć, że jest mocno zdeterminowana w tym co robi. Blond włosa Mathison pracuje bowiem w specjalnej amerykańskiej jednostce zwanej CIA. Jest pełna werwy, działa instynktownie, a przede wszystkim nie boi się działać wedle swych racji. Ten fakt jest niezwykle istotny, gdy rozpocznie się całe clue „Homeland”- bo do kraju wróci żołnierz uznany wcześniej za zmarłego. Rzecz jasna obwołają go narodowym bohaterem, co nie załamał się w czasie ośmiu lat niewoli-tak jak i tortur, czy innych traumatycznych wydarzeń. To słowo powtórzy się u mnie pewnie jeszcze nie raz, bo  jest kwintesencją osoby Brody’ego. Gdzieś tam kluczy we wspomnieniach i od razu ciężko mu przejść do normalnej egzystencji. Ale tu problem leży po innej stronie. Bo tylko Carrie zda się ‘nie lubić’ Brody’ego i podejrzy go o współpracę z Al-Kaidą- a konkretnie z przewodzącym jej Abu Nazirem. Część osób od razu weźmie Carrie za paranoiczkę, w czym nie pomoże jej przypadłość na którą choruje-i którą najwyraźniej ukrywa. Jednak inaczej jest obserwować kogoś zza monitora, a wejść w szczerą rozmowę i obcować jak z normalnym człowiekiem. Tylko czy ten człowiek jest tym kim się wydaje, czy może jeszcze coś ukrywa?
Elementy tak zwanej partyzantki są tu widoczne. Służby specjalne zawodzą, poruszają się po omacku, a wszędzie czają się wtyki i skrzętnie planowane ataki. Carrie to sztandarowy przykład człowieka żyjącego swoim fachem. Praktycznie nie ma życia towarzyskiego, widzi siebie w przyszłości jak starszego kolegę Saula (jego żona wolała pracować Delhi), a to na czym jej zależy wiąże się głównie z dorwaniem Abu Nazira. Czuje się opuszczona w chwili, gdy podejrzewa Brody’ego , bo czy można tak bez kozery filtrować ważną figurę? Co jednak z jej antagonistą? Faktycznie coś knuje, czy jest po prostu skołowany? A może żadna z odpowiedzi nie jest poprawna, bo zna ją tylko ten, kto przeżył podobne katusze. „Homeland” tak po krotce opisuje ludzką nieudolność zarówno wobec służb bezpieczeństwa, jak i podejmowanych działań. Bombardowanie szkół i zasłanianie się terrorystami-muzułmanami to nie jest coś, co stawia kraj na piedestał broniących największych wartości. Ta hipokryzja rozgrywa się praktycznie w każdym momencie: raz widzimy komitywę, w której przeważy dbanie o interes, czy poświęcanie innych, by sprowokować odwet. Jest więc przykro, dołująco i mało kolorowo. 

Jednak, występujące nagromadzenie sytuacji w serialu, nie pozwala się nudzić ani minuty-trudno jest więc zarzucić twórcom brak spójności, czy zmarnowanie potencjału/zero napięcia. Co by nie mówić, reżyseria i scenariusz stoi na przemyślanym poziomie, bo po skończeniu kolejnego odcinka pragnie się szybko włączyć następny. Śledzimy więc działania CIA, zastanawiając się, czy tym razem im się powiedzie. Jeden twist pogania drugim, a plus wielki, to niepewność w tym, co podadzą nam jako rozwiązanie. W jednej chwili ktoś czuje się pewny siebie, po czym na jaw wyjdą świeże, bądź zatuszowane dane, zmieniająca postać rzeczy. Kto jest kretem? Czy on mówi prawdę? A przede wszystkim, czy to co robię jest słuszne, czy tylko wpędza mnie w jeszcze gorsze bagno?
Sezon drugi tylko podkręca wcześniej zaczerpnięte wątki, wprowadzając podwójną grę i jeszcze większy stan zagrożenia. Skomplikowane love-hate relationship daje pole do popisu zarówno postronnym, jak i (przede wszystkim) wiodącym aktorom, wystawiając ich układ na mocną próbę. Znów wszystko jest ‘pod ciśnieniem’, znów trzeba zaryzykować, tylko czy zaufanie tej stronie było właściwe, a może tylko się na tym przejedziemy. Carrie po notabene ogromnym wstrząsie psychiczno- mentalno-uczuciowym nie będzie łatwo zaskarbić sobie gigantyczny fandom, a Saul znów będzie w mniejszości jej entuzjastów. A właśnie-szczerze, niezbyt rozumiem negatywnych opinii odnośnie samej Carrie, ale to może będzie za chwilę. W każdym razie-coraz więcej stawiają jej kłód pod nogami (i vice versa Brody’emu). Chyba nie muszę mówić, że czekam na trzecią serię.

To, czy ktoś stanie się fanem „Homeland” mocno zależy od kilku czynników. Według mojej znajomej tytuł jest tak depresyjny, że gdy go ogląda udziela jej się zły nastrój. Ja nie mogłam przeboleć niektórych scen, zwłaszcza tej w ostatnim odcinku sezonu numer 1. Widok [spoiler!] Carrie z podłączanymi elektrodami [koniec spoilera] dał mi się we znaki, zwłaszcza, że będąc naiwna liczyłam, ze inaczej potoczy się to zdarzenie. Ale ‘dwójka’ rozwiała moje wątpliwości-więc fabuła to taka świadoma żonglerka z bardziej wrażliwymi odbiorcami. Inną kwestią jest przyjęcie poszczególnych charakterów. Ze swego doświadczenia wiem, że brak bohatera, z którym możemy się utożsamiać stanowi kłopot w mocniejszym zaangażowaniu. U mnie nie było z tym problemu, bo szacowna dwójka-wokół której wszystko się kręci, jest nie tylko dobrze działającym przeciwieństwem, ale przede wszystkim popisem aktorskich umiejętności Claire Danes i Damiana Lewisa. Tego nie da się włożyć w jakieś oklepane słowa, to się po prostu widzi. Obserwując rozwój Carrie można odczuć jej pełne poświęcenie, neurotyczne podejście, choleryczność w wyborze decyzji, a przede wszystkim bipolarność (fragment z zielonym długopisem to rzecz niełatwa do zaprezentowania). To, co podrażni kogoś w jej postaci, mi aktualnie pasuje, bo nie pamiętam, bym ostatnio spotkała podobną bohaterkę. Bez tych cech nie dałaby sobie pewnie rady, czując się często jak ‘jedna wobec reszty świata’. Brody zaś to zupełnie inna para kaloszy. Jest przepełniony wewnętrznymi (i zewnętrznymi) ranami, traumami i złymi wspomnieniami. To człowiek psychicznie przemielony i wypluty przez wcześniejsze środowisko. Jego wybory-bardziej lub mniej świadome, są nie wiedzieć czemu [albo wiedzieć po obejrzeniu serii] mechaniczne, choć z drugiej strony widać tu jednostronność przesłania (źli-oni, lepsi-my). Lewis rewelacyjnie ukazał wieczną szarpaninę Brody’ego, który wciąż nie wie, po której opowiedzieć się stronie. Raz jest opanowany, w innej chwili drga mu wzrok i przeraża sam siebie [spoiler!] (weźmy na przykład scenę z duszeniem wiceprezydenta, a moment w leśnym domku z Carrie)[/koniec]. Taki stres udziela się również po stronie widza. Nicolas nie potrafi wejść w normalne relacje z żoną i dziećmi, to już nie jest- jak mówi Mike, ten sam Brody. Zatem kim stał się teraz? Musicie przekonać się sami. 

Dwa sezony „Homeland” to prezencja mocnej porcji akcji i intrygi, z konieczną domieszką dystansu wobec pewnych rozstrzygnięć. Ja jednak mocniej bronię go z powodu fantastycznie wykreowanych antagonistów [możliwy spoiler]i ich chemii [/koniec], świetnego kastingu i ciągu zdarzeń, który choć czasem denerwuje, nie pozwala przejść obojętnie. 

*Najbardziej przeszkadzał mi moment gdzieś w drugim sezonie, gdy Carrie śledziła Brody’ego i Royę Hammad-> praktycznie opuszczone miejsce i nikt jej nie widzi? No c’mon.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...