Całą historię śledzimy z perspektywy Jacka Frosta [pozwolę sobie używać oryginalnego imienia]- niesfornego, acz przyjaznego chłopaka, władającego mrozem. Nie wie skąd wziął się na tej ziemi, ani jak do tego doszło, że się przebudził. Jedyne, co pamięta, to milczący Księżyc, który nie wiedzieć czemu, obdarzył naszego bohatera niezwykłymi zdolnościami. Ale mimo, że nasz Jack może latać beztrosko w przestworzach i korzystać z uroków wiatru, jest niewidzialny dla przeciętnego człowieka. Mija 300 lat, a my przenosimy się do czasów współczesnych. I tak właśnie rozpoczyna się akcja opowieści, która choć wydaje się sztampowa, poraża ciekawymi detalami. Oto bowiem świat dzieci zostaje zagrożony z powodu Voldemorta, ee to znaczy Czarnego Pana-władcy strachu i tego, co czyha pod naszymi łóżkami w nocy (to się akurat nie pojawiło, ale nie mogłam się powstrzymać). Do akcji rusza więc wyszkolona jednostka specjalna, stworzona by chronić niewinnych maluczkich. Jej składem przewodzi słynny święty Mikołaj (tu z tatuażami), a towarzyszy mu Piaskowy Ludek, Zębowa Wróżka i Wielkanocny Zając, zwany pieszczotliwie Kangurem. Ponieważ tym razem Zło jest silniejsze niż kiedyś, będą potrzebowali wsparcia-czyli nowego Strażnika. A będzie nim nie kto inny, tylko Jack Frost-który oczywiście nie jest zadowolony z tej informacji. Czy więc nasz lekkoduch postanowi przyłączyć się do drużyny i ocalić dzieci, odnajdując przy okazji swoje prawdziwe ja? To już musicie zobaczyć sami.
Wizualnie film rozkłada wręcz na łopatki i powoduje, że mamy ochotę wskoczyć do wykreowanych lokacji i już nigdy z nich nie wychodzić. Weźmy na przykład krainę wróżek i ich pałace, inspirowane orientalną (wydziubdzianą) architekturą. Z kolei świat Zająca, to jedna wielka porcja zieleni, z chodzącymi jajkami i ich większymi, kamiennymi odpowiednikami-przywodzącymi na myśli pułapki dla poszukiwaczy skarbów, czy tajemnicze plemiona. Pracownia Mikołaja to zaś jeden wielki kociokwik, z uroczo niezdarnymi elfami i mnóstwem Yeti-którzy okazują się być prawdziwymi konstruktorami zabawek (niektórzy z nich mają pecha z dobieraniem kolorów). W ogóle spece od grafiki i designu [postaci] odwalili kawał dobrej roboty, a ja z ogromnym zainteresowaniem śledziłam potyczki Strażników z Czarnym Panem. Bo są tak ładnie zrobione, że brakuje mi właściwego słowa. Na przykład weźmy te ciemne konie, czy sieć koszmarów, zamieniającą złote sny-wijące się, niczym realny organizm. Albo mrok, zalewający ulicę niczym fala tsunami. Czy też płatki śniegu, które podążają w oknie za Jackiem. Uczta dla oka. Nie mogę również zapomnieć o czarnym charakterze (w wersji oryginalnej mówił głosem Jude'a Lawa, ciekawe), który mimo ewidentnego podobieństwa do Hadesa i Toma Riddle'a [po eksperymentach z magią], wręcz fantastycznie się tu porusza. Raz to se znika, to się pojawia, ale widać go głównie w cieniu, bądź w zarysie budynku (i jeszcze do tego walczy kilofem, to jest coś). Jeśli komuś do twarzy jest w ciemnych barwach, to chyba nie spotkał jeszcze powyższego jegomościa, bo na fashion weeku nie miałby z nim szans.
Jak to z animacją bywa, "Strażnicy marzeń" posiadają również mądre i pozytywne przesłanie. Jack początkowo wydaje się osobnikiem, za nic mającym sobie problemy innych. Ale zależy mu na zabawie z dziećmi, a w pewnej chwili zrobi wszystko, by pomóc Strażnikom- do których przecież tak bardzo nie chciał należeć. Mikołaj i reszta, zajęci pracą, zapomnieli zupełnie o celu ich misji. A Czarny Pan? Wszak to bardzo samotny osobnik, który nie posiada przyjaciół. No i to częściowe odrzucenie sprawiło, że żył z myślą o zemście. A im bardziej młodsi zaczęli w coś wierzyć, tym silniejsi stawali się ich obrońcy. Tak więc mamy fabułę i dla małych i dla dużych. Czegóż chcieć więcej?
Zanim stwierdzicie, że można to nazwać typową bajeczką bez ograniczeń [wiekowych], muszę przestrzec, że najmniejsi mogą się na niej przestraszyć. Na przykład w chwili, gdy Jamie gada do maskotki i czuć pewną aurę niepokoju. Niektórzy wręcz na głos starali się zapytać "Ale o co chodzi?". Tak, wiem, że się powtarzam, ale dawno nie spotkałam się z taką reakcją podczas seansu.
Pewnie nie tylko mi wesoła paczka momentami przypominała "Avengers". Oczywiście nie ma co na siłę porównywać tych dwóch produkcji, ale nie da się ukryć, że ich niesnaski przywodziły podobne skojarzenia. Jeśli już o drobnych utarczkach mowa, to bardzo, ale to bardzo podobała mi się relacja między Jackiem, a Zającem. W ogóle Zając należy do moich ulubieńców, bo jego sarkastyczne przytyki były chwilami w moim stylu. No dobrze, nie noszę ze sobą bumerangu, nie hasam susami i nie otwieram dziur w podłodze. Ale bym chciała. Coś jeszcze? Fajne jest to, że na przykład taki Piasek nie posługuje się głosem, tylko wyraża się poprzez uformowane symbole (z piasku rzecz jasna). No i nie muszę [chyba] mówić, że jestem fanką filmowego bad assa.
Dodam jeszcze kilka słów narzekania. Jakoś nie zwróciłam uwagi, by reklamowano tę produkcję w Polsce-przeszła raczej bez echa i to w sumie zastanawia, bo dobrych animacji jest w tej chwili jak na lekarstwo. W sensie takich, których humor sytuacyjny nie polega jedynie na waleniu się po głowie (zwiastun innego dzieła Dreamworks, bodaj o jaskiniowcach-co to było ja się pytam, "Rrrr!"* przy tym to majstersztyk).
Zatem polecam wam wybrać się na "Strażników marzeń", oczywiście biorąc pod uwagę, że lubicie bawić się na kinie familijno-przygodowym. A komu przyznaję Oskara? Sobie oczywiście. Za to, że jeszcze nie sfiksowałam od ciągłego bombardowania newsami. A może się mylę?
* Zaraz będzie ciemno!
Jakoś totalnie nie trafiła do mnie ta animacja. To znaczy nie widziałam jej (jeszcze), ale wyjątkowo odepchnęły mnie plakaty,recenzje i zwiastuny. Nie przepadam za Dreamworks i nienawidzę ich maniery do zarzynania własnych tytułów, ale "Strażnikom" może dam szansę ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie trailer jest taki se, również mnie nie przekonał, ale skorciły mnie opinie. I jeśli nawet nie spodoba Ci się fabuła, to uważam, że film jest po prostu fajnie zrobiony. Kolory,dynamika-itepe;] ;)
UsuńCzyli jednak warto? Mało kiedy oglądam animacje :P
OdpowiedzUsuń"Jak wytresować smoka" byłam zachwycona, mimo że dosyć sceptycznie podeszłam do seansu
Moim zdaniem tak, nie wiem czy film jest równie dobry co JWS, ale daje radę-w mojej opinii przynajmniej.
UsuńHa, ja akurat dzisiaj byłam, i świetnie się bawiłam, ale "Jak wytresować smoka" czy "Madagaskar" czy nawet "Megamind" to to nie jest. Były ładne smaczki, historia zajmująca, bohaterowie fajni, ale jakby do wszystko bardzo dla dzieci było przeznaczone. A ja m.in. dlatego bardziej sobie cenię Dreamworks od Pixara (i od Disneya, that goes without saying), że oni raczej starają się zabawiać również rodziców obecnych na seansie.
OdpowiedzUsuńJa bardzo rzadko oglądam animacje, ale widzę że czasem warto. Już mnie raz przekonałaś, więc mogę i teraz zaryzykować :) W kinie ostatnio widziałam Epokę Lodowcową 3 z własnym starszym bratem, co wyglądało trochę dziwnie ;)
OdpowiedzUsuńAnimację oglądam raczej dość rzadko, ale jednak zdarza mi się. Ostatnio w tv oglądałem TOy Story 3 (dopiero po raz pierwszy), a wcześniej, świątecznie wybrałem się na Frankenweenie. Generalnie lubię takie klimaty, więc jak taka bajka posiada trochę mroczniejszych elementów, to nawet lepiej. Choć faktycznie, czasem trudno odgadnąć dla jakich odbiorców faktycznie przeznaczone są tego rodzaju animacje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam