1. "Incepcja"- czyli standardowa łamigłówka po seansie pt.czy ten bączek Cobba się nadal kręci, czy jednak zatrzymał? Ujęcie zostało tak sprytnie wyprowadzone, że nawet jeśli byśmy mocno się przypatrywali, nadal nie otrzymamy jednoznacznej odpowiedzi. Sam Nolan zapytany o tą trudną sprawę odpowiedział, że Dom faktycznie wrócił do rodziny, a rzeczywistość nie jest tworem jego umysłu (reżyser na potwierdzenie słów w ostatniej scenie pracował z zupełnie innymi dziećmi). Dla mnie innym argumentem jest fakt, że dwójka pociech bohatera miała również widoczne twarze. Liczba teorii jakie już powstały wprawiłaby pewnie w zakłopotanie samego twórcę, więc zostańmy przy oryginalnym zamyśle.
2. "Psychoza"- niesamowicie szokująca końcówka, która ukazuje, iż to ten niepozorny właściciel moteli Norman Bates jest nie tylko mordercą, ale i schizofrenikiem udającym swoją matkę. Jak na produkcje tamtych lat jest to naprawdę niezły obrót zdarzeń. No i ten maniakalny wywód w ostatnich minutach. Aż strach się bać...
3. "Szkoła uwodzenia"- epicki moment, w którym Cathernie stara się wygłosić mowę pożegnalną na cześć Sebastiana, a później zostaje zdemaskowana. Ogromnym plusem całej tej sceny jest z pewnością "Bittersweet symphony", którą znają chyba wszyscy. Zdaję sobie sprawę, że dzieło jest trochę takimi "Niebezpiecznymi Związkami" dla nastolatków, ale ten fragment z pewnością zapada w pamięć.
4."Wstyd"- czyli kompozycja otwarta, zdająca się na naszą osobistą refleksję. W mojej opinii Brandon doszedł już do takiego poziomu upodlenia, że mógł tylko i wyłącznie się z niego podnieść. W końcu nic tak nie motywuje, jak mocny cios w tyłek (no może bez przesady). I ta mina na końcu...
5. "Fight Club"- kto za pierwszym razem przewidział zakończenie, ten jest albo geniuszem albo cwaniakiem. Oprócz całego obrotu zdarzeń typu 'o kurczę, chyba mam rozdwojenie jaźni', widok zawalających się budynków i utwór "Where's my mind" zostaje w umyśle na długo. Narrator i jego "You met me at a very strange time in my life" stanowi istną kwintesencję produkcji.
6. "Adwokat diabła"- czyli słynne "Próżność to mój ulubiony grzech", wypowiedziane przez rogatego Miltona. Skoro Lomax zrozumiał, że broniąc złych ludzi za górę pieniędzy sam podąża tą ścieżką, należy go zatem skusić innego rodzaju prestiżem. Sam film jest poniekąd opowieścią o ludzkiej naturze i jego skłonnościach do Ciemnej Strony. No i w końcu piekielną postać gra sam Al Pacino.
Na dziś tylko tyle, w końcu mamy wakacje, a mózg od czasu do czasu potrzebuje odrobiny wypoczynku:D
dopisałabym jeszcze zakończenie Siedem, to pudełko to jedna z największych niespodzianek na jakie trafiłam ;)
OdpowiedzUsuńRozważałam to, ale z drugiej strony dla mnie zakończeniem był wybór Millsa, co już nie było aż takie nieprawdopodobne:P
UsuńZgadzam się co do "Adwokata diabła", "Psychozy" i "Incepcji", reszty z tej listy nie widziałem (a "Fight Clubu" nie oglądałem do końca). Obok wspomnianego przez Anię thrillera "Siedem" dodałbym jeszcze "Podejrzanych" Singera. Świetne zakończenie było w filmie "Długi postój na Park Avenue" z 1974. Poza tym genialna jest ostatnia scena "Pół żartem pół serio" - pokazuje, że happy end może być zabawny, zaskakujący i niebanalny. Udane zakończenie ma klasyk science fiction "Człowiek, który się nieprawdopodobnie zmniejsza" - finał jest tu częściowo optymistyczny, lecz nie ma mowy o jakimś prostym happy endzie.
OdpowiedzUsuńNo i przypomniało mi się jeszcze ironiczne zakończenie "Człowieka z blizną" z 1932 roku, w którym tytułowy bohater umiera pod napisem "Świat należy do Ciebie" ;)
UsuńFaktycznie "Podejrzani" i "Pół żartem.." by pasowało- jakoś kompletnie mi to wyleciało z głowy;p
UsuńZgadzam się z Mariuszem - zakończenie "Pół żartem, pół serio" było świetne! Zgadzam się co do "Fight Clubu" i "Wstydu" a od siebie dorzuciłabym jeszcze "Między Słowami" oraz "Po zachodzie słońca" - może nie szokujące, ale otwarte. Nie wiadomo jakiego wyboru dokonali bohaterowie :)
OdpowiedzUsuń"Między słowami"- jakiż to był smutny koniec:(
UsuńKońcówka "Incepcja" strasznie mnie intrygowała. A słowa reżysera potwierdziły moje domysły :)
OdpowiedzUsuńKońcówkę "Szkoły uwodzenia" strasznie przeżywałam(w czasach szkolnych), ale uwielbienie do "Bittersweet symphony" mam do dziś :)
"Fight Club" - byłam totalnie zszokowana.
Z racji wakacyjnej pogody własnych pomysłów brak, ale jeden z filmików podsunął mi pomysł na nową notkę ;) (a mam teraz brak weny)
Ja kilka lat temu bardzo lubiłam film z S.M. Gellar, ale teraz już nie wydaje mi się tak dobry.
UsuńTaki skwar to jest istna masakra, umysł nie potrafi ze mną współpracować:P
Ja teraz też nie przepadam za tym filmem, ale muzykę ma fajną.
UsuńTen skwar sprawia, że od trzech dni nie mogę sklecić żadnego porządnego zdania. A wersji roboczych notek jest kilka :) Burza przyszła, przeszła i nic nie dała.
Do dziś uważam, że Big Nothing ma jedną z najlepszych końcówek ever. Pomijam fakt, że jest jednym z mniej docenianych filmów, no ale cóż..
OdpowiedzUsuńNo ja niestety nie kojarzę tytułu;p
UsuńWstyd ogółem słaby, natomiast Incepcja zrobiła na mnie ogromne wrażenie, a Fight Clubu nigdy nie widziałam.
OdpowiedzUsuńZapraszam na filmożerców, forum żyje, lecz potrzebuje paliwa użytkowników. :)
świetne zestawienie!
OdpowiedzUsuńzakończenie w 'Incepcji', jak cały film, to jednak wielka zagadka. 'Niebezpieczne związki' uwielbiam, końcówka z tą piosenką w tle sprawia, że widz jest naprawdę zadowolony z obrotu sprawy. :) mogę oglądać ten film w nieskończoność; tak samo zresztą 'Fight club', który z każdym obejrzeniem dostarcza nowych wrażeń. lubię filmy, które zaskakują zakończeniami, wtedy nigdy się nie znudzą. ;) do listy dopisałabym na pewno 'Siedem' [mimo że można było to przewidzieć, ale ten moment z pudełkiem... i tak szokuje] i 'Wyspę tajemnic', która jest dla mnie jeszcze ciekawsza i skomplikowana niż 'Incepcja' [a oglądam te dwa filmy chyba dzień po dniu, potem nie mogłam ich wyrzucić z głowy :)]. i zastanowiłabym się także nad zakończeniem 'Siedem dusz' - co prawda od początku wiemy/domyślamy się, do czego zmierza bohater, jednak mnie zakończenie stale wzrusza i uważam za jedno z ciekawszych.
Al Pacino pięknie podsumował cały film tą kwestią. ;)
Wstyd się przyznać, ale "Wyspy" jeszcze nie widziałam;p
UsuńKocham zakończenie Fight Clubu jak i cały ten film za klimat jaki w sobie ma, Edwarda Nortona i idealnie dobraną piosenkę "where is my mind" w finałowej scenie. Mistrzostwo :)
OdpowiedzUsuń