
Wszystko zaczyna się, gdy do jednego z amerykańskich laboratoriów przybywa demoniczny bóg niezgody Loki (Tom Hiddleston). Wykrada on Kosmiczną Kostkę, stanowiącą niekończące się źródło energii. Zamierza za jej pomocą otworzyć portal i wpuścić pewne szkaradne stworzenia na naszą planetę. Świadkiem zdarzenia jest Nick Fury (Samuel L.Jackson)-szef tajnej organizacji S. H. I. E. L. D., zdający sobie sprawę z zagrożenia jakie właśnie nastąpiło. Aby mu zapobiec, postanawia skompletować drużynę, składającą się z postaci o nadnaturalnych zdolnościach. Są nimi: podwójna agentka Natasha Romanoff/Czarna Wdowa (Scarlett Johansson), której przeszłość związana jest z opanowanym przez Lokiego Hawkeyem (Jeremy Renner), pochodzący z czasów II Wojny Światowej Kapitan Ameryka/ Steve Rogers (Chris Evans), bogaty playboy Anthony S.-znany jako Iron Man (Robert Downey Jr), posiadający zieloną gamma osobowość Bruce Banner (Mark Ruffalo) oraz Thor (Chris Hemsworth)-syn Odyna, który przybył w celu odnalezienia swojego przyrodniego brata Lokiego. Cała szóstka, na mocy starego projektu o chwytliwej nazwie Avengers ma za zadanie przywrócić pokój na Ziemi. Nie stają się jednak zgraną paczką w ciągu jednej sekundy. Wychowany w latach 40-stych Rogers wciąż kłóci się z egocentrycznym Starkiem,a Hulk dla większości nadal przypomina wielką, tykającą bombę. Młodszy brat Thora początkowo świetnie wykorzystuje słabostki i uprzedzenia jakimi darzą się herosi, aby siać wśród nich zamęt. Dopiero wspólne starcie i niewinne ofiary uświadomią naszych bohaterów, że muszą zacząć współpracować dla lepszego jutra.
Film Jossa Whedona to odpowiednio wyważone kino akcji. Znajdziemy w nim zarówno spektakularne sceny walki na tle Manhattanu (obleśne statko-bestie ;3), jak i zabawne, komediowe wstawki (ta Loki vs Hulk była chyba najbardziej zaskakująca;P). Parokrotnie miałam przysłowiowego banana na twarzy, gdy na arenie pojawiał się zły Asgardczyk, między innymi dlatego, że jego hełmowe rogi przypominały mi trochę żuka gnojarka (taki mały przyrodniczy dodatek:P). Jego podłość i ukryty żal do Thora są jeszcze bardziej spotęgowane, a zemsta i rozgrywające się rodzinne porachunki mają charakter wręcz globalny. Zbyt wielu refleksji na temat muzyki nie posiadam, bo ta choć dynamiczna, szybko znikała z pamięci na rzecz zwiewnych ujęć. Ruffalo w roli Hulka okazał się bardzo pozytywnym zaskoczeniem i wypadł nie najgorzej na tle reszty ekipy. Downey Jr aktorsko jak zwykle spisał się bez zastrzeżeń, Hemsworth był mega thorowy, a Evans, Wdowa i Hawkeye zbytnio nie zawodzili. Scenarzyści nie mieli dużego pola do popisu, ale udało im się sklecić ciekawą opowieść, jak na produkcje Marvela przystało.
Macie ochotę na mocną, fantastycznie-fikcyjną historię w iście amerykańskim stylu? To dzieło stworzone dla was.
![]() | |
No i jak tu gościa nie lubić? |
Ps. Czy tylko ja się śmiałam z czepka Kapitana Ameryki?