Po raz kolejny przekonuję się, że nie wszystkie dotychczasowe nominacje Akademii mi się podobają (pomijam rozczarowującą "Żelazną damę", bo nawet nie mam siły o niej pisać). Jak widać nadrabianie czołówkowych tytułów idzie mi wolno, a ostatni tego typu film, bazujący na powieści Jonathana Safrana Froera, wzbudził we mnie dość mieszane uczucia.
Każdy z nas w inny sposób radzi sobie ze śmiercią bliskich. Jedni płaczą w poduszkę, drudzy zamykają się w sobie i znoszą swój problem w samotności. Thomas Schnell (Tom Hanks)- ojciec młodego Oskara (Thomas Horn), ginie w płonącym wieżowcu World Trade Center. Od tego czasu trzynastolatek, dusząc w sobie skrywany żal, myszkuje w szafach i przeżywa traumę po swojemu-m.in.odsłuchując nagrany na sekretarce głos taty. Pewnego dnia znajduje niebieską wazę, która kryje w sobie mały klucz. Chłopak postanawia więc znaleźć zamek prowadzący do wyjaśnienia zagadki, mając nadzieję, że dzięki temu uda mu się zbliżyć do zmarłego ojca (obaj uwielbiali bowiem planować wypady w teren i szukać wskazówek przy pomocy mapy). W trakcie żmudnych i początkowo bezcelowych poszukiwań, Oskar zaprzyjaźnia się z lokatorem swojej babci (Max von Sydow), który wiele lat temu stracił głos.Co ciekawe, wydaje mu się być bardzo znajomy. Czy chłopakowi uda się znaleźć odpowiedź? Czy znajdzie ukojenie po stracie bliskiego? No cóż, to już musicie odkryć sami.
Głównym minusem produkcji jest z pewnością akcja i jej zbytnie wydłużenie w czasie.Pierwsza godzina filmu sprawia bowiem wrażenie powolnej i bardzo zniechęca. Nie chodzi jednak o przesadny patos- reżyser nie ma tu na celu wyolbrzymienia wydarzeń z 11 września. Chciał raczej pokazać nasz osobisty smutek, taki, który przeżywa każda rodzina w trudnych chwilach. Zarówno matka Oskara (w tej roli całkiem wiarygodna Sandra Bullock) jak i jej syn dzielą wspólną tragedię, jednak długo nie są w stanie się porozumieć. Chłopiec zaś początkowo boi się nawet korzystać z metra, a przy każdym głośniejszym tonie zakrywa uszy. Takie zachowanie od razu kojarzy się z syndromem Aspergera- jednak film nie do końca wyjaśnia tą sprawę. Dalszą część seansu ogląda się już dobrze-a to za sprawą nowego towarzysza Oskara i ludzi, których spotyka.
Nie mam co do tego dzieła specjalnych zarzutów, jednak nie mogę powiedzieć, bym była pod jakimś ogromnym wrażeniem. Poza wyróżniającą się kreacją Maxa von Sydowa, uwagę moją zwróciła także dobrana muzyka. Podsumowując: "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" można obejrzeć, jeśli macie ochotę zetknąć się z problemem straty, choć nie sądzę, żeby jej ominięcie było wielkim filmowym faux- pas.
Każdy z nas w inny sposób radzi sobie ze śmiercią bliskich. Jedni płaczą w poduszkę, drudzy zamykają się w sobie i znoszą swój problem w samotności. Thomas Schnell (Tom Hanks)- ojciec młodego Oskara (Thomas Horn), ginie w płonącym wieżowcu World Trade Center. Od tego czasu trzynastolatek, dusząc w sobie skrywany żal, myszkuje w szafach i przeżywa traumę po swojemu-m.in.odsłuchując nagrany na sekretarce głos taty. Pewnego dnia znajduje niebieską wazę, która kryje w sobie mały klucz. Chłopak postanawia więc znaleźć zamek prowadzący do wyjaśnienia zagadki, mając nadzieję, że dzięki temu uda mu się zbliżyć do zmarłego ojca (obaj uwielbiali bowiem planować wypady w teren i szukać wskazówek przy pomocy mapy). W trakcie żmudnych i początkowo bezcelowych poszukiwań, Oskar zaprzyjaźnia się z lokatorem swojej babci (Max von Sydow), który wiele lat temu stracił głos.Co ciekawe, wydaje mu się być bardzo znajomy. Czy chłopakowi uda się znaleźć odpowiedź? Czy znajdzie ukojenie po stracie bliskiego? No cóż, to już musicie odkryć sami.
Głównym minusem produkcji jest z pewnością akcja i jej zbytnie wydłużenie w czasie.Pierwsza godzina filmu sprawia bowiem wrażenie powolnej i bardzo zniechęca. Nie chodzi jednak o przesadny patos- reżyser nie ma tu na celu wyolbrzymienia wydarzeń z 11 września. Chciał raczej pokazać nasz osobisty smutek, taki, który przeżywa każda rodzina w trudnych chwilach. Zarówno matka Oskara (w tej roli całkiem wiarygodna Sandra Bullock) jak i jej syn dzielą wspólną tragedię, jednak długo nie są w stanie się porozumieć. Chłopiec zaś początkowo boi się nawet korzystać z metra, a przy każdym głośniejszym tonie zakrywa uszy. Takie zachowanie od razu kojarzy się z syndromem Aspergera- jednak film nie do końca wyjaśnia tą sprawę. Dalszą część seansu ogląda się już dobrze-a to za sprawą nowego towarzysza Oskara i ludzi, których spotyka.
Nie mam co do tego dzieła specjalnych zarzutów, jednak nie mogę powiedzieć, bym była pod jakimś ogromnym wrażeniem. Poza wyróżniającą się kreacją Maxa von Sydowa, uwagę moją zwróciła także dobrana muzyka. Podsumowując: "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" można obejrzeć, jeśli macie ochotę zetknąć się z problemem straty, choć nie sądzę, żeby jej ominięcie było wielkim filmowym faux- pas.
;) no to ja nie będę oglądać... mam dość strat w realnym życiu...
OdpowiedzUsuńMiłego dnia!
Lubię tego typu filmy. Po zwiastunie wiem, że mi się spodoba.
OdpowiedzUsuń