Kiedy ma się trzydzieści-parę lat z reguły jest się albo na etapie poważnego związku albo w otwartych relacjach. Do tej ostatniej grupy z pewnością kwalifikuje się 30-paro letni bohater filmu Steve'a McQueena, którego samotne życie nie jest jednak tak dosłowne, jakbyśmy się tego spodziewali.

Każdy emocjonalny wybuch Sissy, typu chęć przytulenia, czy próba wytworzenia rodzinnego ciepła kończy się agresywnym zachowaniem Brandona, które zapewne ma swoje podłoże w dzieciństwie. Ani razu w rozmowie obojga nie pada wzmianka o mamie,czy tacie a co najciekawsze żadne z bohaterów nie wstydzi się obcować ze sobą w zupełnej nagości. Te niejednoznaczne sceny dają widzowi do myślenia, a przede wszystkim duże pole do interpretacji.
Gdy Sissi próbuje radzić sobie z emocjami, tnie się. Gdy Brandon cierpi, sięga po telefon i wpada do anonimowych pań na szybki numerek. Z czasem jednak nie jest w stanie przezwyciężyć swojego strachu, bo przede wszystkim nie potrafi nawiązać z nikim prawdziwej, komunikatywnej więzi. Gdy idzie na randkę z koleżanką z pracy kończy się to fiaskiem, bo widać, że seksualne zbliżenie u Brandona nie ma wcale na celu pogłębienia relacji. W końcu ten nagromadzony tytułowy wstyd, dla obu bohaterów kończy się po części tragicznie, tylko pytanie czy wcześniejsze przejścia zmienią w jakikolwiek sposób Brandona, czy znów będzie on podążał za obcymi kobietami w metrze w celu zaspokojenia swoich zwierzęcych pragnień..
Zakończenie filmu stanowi otwartą koncepcję. Od nas zależy w jaki sposób zrozumieliśmy bohatera i jak dalej potoczą się jego losy. Osobiście byłam pod dużym wrażeniem filmu, choć czułam lekkie rozczarowanie. Jednym z pozytywnych elementów produkcji jest z pewnością muzyka, która narasta wtedy, gdy niepokój Brandona i smutno przygrywa w czasie jego osobistej rozpaczy. Każdy, kto jeszcze nie widział "Wstydu", powinien go obejrzeć, choćby po to, by przekonać się na własnej skórze, co w dzisiejszych czasach może oznaczać życie emocjonalnie skrzywdzonego człowieka.