
Ta oparta na faktach historia, przybliża nam losy bohaterów, pochodzących z dwóch różnych, klasowych światów. Phlippe (Francois Cluzet) to majętny, sparaliżowany mężczyzna, który stracił żonę. Czuje się nieszczęśliwy nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Los sprawia,że na jego drodze pojawia się Driss (Omar Sy)- czarnoskóry mieszkaniec blokowiska, który przybywa do posiadłości załatwić papierek na socjalną zapomogę. Na tym jednak nie kończy się spotkanie obu panów.Phillippe postanawia bowiem zatrudnić Drissa, a ten, choć początkowo czuje się nieswojo w dużym domu, z czasem zmienia zarówno nastawienie chłodnej służby, jak i podejście do życia nowego pracodawcy.
Można by rzec: nic odkrywczego. Jednak formuła na dobrą obyczajową opowieść tkwi w samym sednie produkcji: przez prostotę do szczęścia. Co prawda bogacz lubuje się w sztuce i słucha muzyki poważnej w otoczeniu paru snobów, ale równie dobrze dogaduje się z Drissem: mężczyzną z zupełnie innego środowiska, który jest szczerym i niezwykle sympatycznym osobnikiem. On to właśnie wprowadza na stonowane salony nutkę humoru i radości cieszenia się z rzeczy zwykłych: czy to przez taniec na urodzinach, zatrudnianie masażystki, czy w końcu aranżowanie rozmowy z korespondentką Philippa. I tak jak wielu widzów, również i ja śmiałam się do rozpuku z niektórych żarcików Drissa. Bo właśnie o to chodzi, by umieć czerpać z życia pełną garścią.
Czy wspomniałam już o cudownej muzyce? No cóż, w każdym razie to kolejny plus tego przyjemnego filmu (prawdopodobnie nie będę w stanie zliczyć nawet połowy pozytywów, które się przewinęły;)).
Zachęcam każdego, kto jeszcze nie miał okazji obejrzeć "Nietykalnych". Polecam.