środa, 30 stycznia 2013

Bycie bohaterem to takie wyczerpujące zajęcie.

   Równie dobrze nazwę "Obywatel X" można by przemienić na tytuł  "Welcome to Soviet Russia". Ów fragment, idealnie oddaje moje odczucia po piosence, nawiązującej w wulgarny sposób do powyższej produkcji (wtajemniczeni wiedzą, że przechodzę wyraźny kryzys, więc za wiele się dziś nie spodziewajcie). Ale, ponieważ chciałam choć trochę dołożyć do 'recenzenckiego' * pieca, wzięłam się za drugi, najwcześniej przez mnie wytypowany film w Projekcie Kino. Wydawało się, że tematyka seryjnych morderstw będzie dla mnie tuczącym konikiem na ciemniejsze dni. Ale, jak to bywa z naszymi oczekiwaniami, nie zawsze są one adekwatne do rzeczywistości. Więc choć skały trzeszczały, a krzesełka pękały, byłam zmuszona podzielić swój seans na dwie partie.
    Pierwsza część dość topornie wprowadza nas w przełom lat 80' Sowieckiej Rosji. Razu pewnego, roku 1982, w szczerym polu znalezione zostaje dziecięce ciało. Świadkiem zamieszania jest pracujący w tym czasie Viktor Burakov, który nie poprzestając na jednym detalu, każe ludziom przeszukać okoliczny las. I tak właśnie rozpoczyna się pogoń za seryjnym mordercą, która, choć dziś nie wydaje się być na tyle mozolnym działaniem, w zamierzchłych czasach stanowiła ogromny problem dla panującego ustroju. Dlaczego? Cóż, nie trzeba być znawcą tematu, by rozumieć, że system, w którym wszystko dzieje się za zamkniętymi drzwiami nie będzie skłonny do mocnego postanowienia poprawy.

  Widz od początku wie 'kto zabił Laurę Palmer' [kogoś jeszcze dziwi, że wpadłam w obsesję na punkcie tego tytułu?], więc tu środek ciężkości przesunięto na koszmarną wręcz opieszałość ówczesnych władz. Mogą sobie zabijać w lesie-gdzie najwyraźniej nie słychać krzyków, ale najważniejsze, żeby kochana władza źle na tym nie wyszła. Bowiem wśród członków komitetu przyznać się do błędu, to jak dać komuś za darmo kawał szynki. Kwintesencją tego ideologicznego bełkotu jest oczywiście Bondarchuk- co to ani się waży pójść na stosowny kompromis. Jedyną osobą, która choć trochę przejęła się problematyką śledztwa, jest pułkownik Fetisov- bo choć najpierw nie ma zamiaru wybijać się z tłumu, później stawia sprawę na ostrzu noża. To sprawia, że Viktor Burakov, mimo aluzyjnych sygnałów, by nie wtykać nosa w nie swoje sprawy, nie poddaje się i szuka tego okrutnego maniaka, który przecież pracuje i egzystuje tak jak my.
   Druga połówka filmu, to dochodzenie z prawdziwego zdarzenia- bo w końcu owa tragiczna machina daje się naoliwić dzięki niezłomnej determinacji dwóch kompanów. W ruch pójdą więc nie tylko jednostki wojskowe i ambitniejsze zasadzki, ale przede wszystkim współpraca z niechlubnym FBI (Pieriestrojka i wszystko jasne). Choć nie tylko. Bo żeby zrozumieć mordercę, trzeba myśleć tak jak on-a najlepiej w tych sprawach odnajdzie się nie kto inny, jak renomowany psychiatra. Sporządza on zatem swoje notatki, nazywając je po prostu "Obywatel X". X-czyli niewiadomy fragment tłumu i nieskonkretyzowane zło, siedzące sobie spokojnie w partyjnym domu. Ale czy sprawiedliwości stało się zadość, tego nie jestem wstanie stwierdzić. Życie za życie nigdy nie będzie pełną zapłatą za popełnione okrucieństwo.

  Szokujące jest ile musiało potrwać, by ta zabawa w policjantów i złodziei stała się bolesnym kubłem zimnej wody. Fakt, że Burakov przez tyle czasu walczył o rozwiązanie sprawy świadczy o jego mocnej psychice. Oczywiście-raz,czy dwa razy wpadnie w niewielki lament, ale z tego powodu, że jest po prostu człowiekiem. Zresztą całą  kwestię świetnie oddaje jego dialog z Fetisovem, który po konsultacjach z agentem federalnym, wręcz przeprasza Viktora za to, że naraził go na taką huśtawkę nastrojów (co również prezentuje jeden z koszmarów głównego bohatera).  Nie jest łatwo wciąż walczyć bez słowa odzewu- choć właściwie o co? O dostęp do prawdziwego śledztwa? Na to wygląda.
Gdybym miała przyrównać produkcję do jakiegokolwiek filmu, chyba najbliżej byłoby mu do "Zodiaka".  Tam również skupiamy się na układance w stylu 'jak to jest zrobione'. Podążamy zatem, za dwójką (choć później trójką) osób, zdanych praktycznie na siebie, grzebiących w jednym wielkim bagnie biurokracyjno- czerwonych przekonań, w których głównodowodzący robią krzywdę swoim mieszkańcom. Musiało bowiem przewinąć się ponad 50 ofiar, żeby doszło do tego, na co czekaliśmy od początku projekcji. 
   Amerykanie, w nieco laicki sposób próbują pokazać, jak to w tej dawnej Rosji było, ale się skończyło. Jak zatem wypadają przemijające obrazki? Nieco brudno i szarawo, razem z normalnymi klatkami i barakami, choć założę się, że widzieliśmy jedynie wierzchołek góry lodowej. Jest zatem ogromny kontrast między bogatymi, jeżdżącymi limuzynami panami w mundurach, a tymi co znikają i odnajdują się dopiero po kilku latach- w dodatku już jako martwi. Oczywiście nie jest tak, że przez pierwsze 40 minut filmu nic się nie dzieje-trzeba w końcu znaleźć kilku kozłów ofiarnych, poczynając chociażby od homoseksualistów. Jak na ironię, ci, którzy najmocniej optowali za tym pomysłem, sami okazali się przejawiać podobne skłonności. A tytułowy Obywatel X? Jedna z tych osób, których z miejsca nie nazwano by znieczulonym przestępcą. Choć jego chód, spojrzenia i wszystko co robił mówią same za siebie. Istny przykład 'podręcznikowego mordercy', z wyraźnymi zaburzeniami seksualnymi- którego bestialskie działania przyprawiają o gęsią skórkę.

  Kilka słów o aktorach. Rewelacją tej produkcji jest bez wątpienia Donald Sutherland, który jako Fetisov, od pierwszej minuty kradnie każdą scenę. To, że za swoją rolę otrzymał Złotego Globa jest tylko przysłowiowa kropką nad "i".  Trudno sprecyzować co sprawia, że jego postać aż tak przyciąga (a początkowo wzbudza różne odczucia)- choć z pewnością zaangażowanie w misję Burakova ma z tym wiele wspólnego. Mimo nieco sztywnego podejścia, rzuci czasem lekkim dowcipem, czy wesprze rodzinę samotnego detektywa. Razem ze Stephenem Rea tworzy niezwykle zgrany duet, co zresztą kwituje nawet któryś z filmowych współpracowników. Na uwagę zasługuje również występ Maxa von Sydowa, wcielającego się w psychiatrę. No i Jeffrey DeMunn jako morderca Chikatilo również wywiązał się ze swojego zadania lepiej niż przyzwoicie.
  Najgorszą i nielubianą przez mnie rzeczą w Projekcie Kino są punktacje. Dlaczego? Bo w przypadku "Obywatela X"  nie potrafię wystawić mu jednoznacznej oceny. Pierwsza połowa filmu, jest bowiem tak mało zachęcająca, że wzbudzała moje wątpliwości co do dalszego seansu. Ale druga to naprawdę mocna dawka, rekompensująca wcześniejsze niedogodności. Jak zatem sprawiedliwie przymierzyć się do podsumowania? Chyba wystawię średnią.
7,5/10

Ps. Ta historia wydarzyła się naprawdę.
Ps1. Chyba się nie wyrobię.

-Jeszcze nie tak dawno milicjant, który zmobilizowałby takie środki i nie udałoby mu się schwytać przestępcy, zostałby rozstrzelany. 
-Dla twojego dobra, mam nadzieję, że ci się uda.
-.....
-Nie bój się...Nie pozwolę cię zastrzelić. Przynajmniej nie bez procesu.


*Pani Owca wie, że w tym momencie zmieniła moje podejście do życia?



6 komentarzy:

  1. Kurdę! muszę się wziąć za filmy z Projektu Kino :)
    Jestem ze wszystkim do tyłu. Nie wiem czemu, ale Obywatela X jakoś nie mam ochoty oglądać, po męczącym Mystery train jestem przerażona. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MT dopiero przede mną i nie za bardzo chce mi się za niego brać.Żeś dała mi teraz mało zachęcająca opinię:D
      I tak wydaje mi się, że się szybciej wyrobisz.

      Usuń
  2. Szczerze się przyznam, że nie widziałam. Ale obejrzę, bo to może być to co Puśki lubią najbardziej.

    PS. Uszy do góry!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle o ile, że film trwa 100 minut, więc do długaśnych nie należy.
      Dziękuje za każde słowa wsparcia, hehe.

      Usuń
  3. *mnie też pani Owca nieźle zamieszała w głowie :)

    Właśnie skończyłam to oglądać i muszę przyznać, że zdziwienie poziomem i własnym zainteresowaniem produkcją jest niezwykłe. Spodziewałam się tępej produkcji o biurokracji a dostałam wciągającą opowieść o człowieku, który walczy z przeciwnościami, kosztem własnego zdrowia, po części kontaktów z rodziną ale i ewentualnym zagrożeniem życia.

    Jedyny irytujący element to montaż i po części obraz- ewidentnie sklejał ten film ktoś bardzo, bardzo pijany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się-te oczekiwania mają naprawdę dużą wagę przy ocenianiu filmów. Ja myślałam, że mnie bardziej 'wciągnie'.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...