czwartek, 13 września 2012

Promek Teusz.


     Ciekawym zjawiskiem obecnych czasów jest narzekanie na najnowsze filmy. Grupę docelową największych malkontentów można podzielić na ludzi faktycznie rozczarowanych i zorientowanych w temacie, albo takich, którzy niczym stado gęsi powtarzają za resztą oklepane frazesy. Podobna sytuacja miała miejsce w trakcie boomu na wielokrotnie już zjechanego 'Prometeusza'. Dzisiejszy wpis będzie wyjątkowy zabawny między innymi z tego powodu, że po pierwsze obejrzałam to dzieło, po drugie mi się podobało, a po trzecie postanowiłam swoje kolejne notki poprzeć jakimiś zabawnymi bonusami (czy takimi zabawnymi to się wkrótce przekonam).
  Bardziej niż fabułę słynnego Aliena pamiętam jego obleśny ślinotok, tak więc oto przed wami recenzja osoby kompletnie nie znającej uniwersum Scotta, niecierpiącej wszelkich super-kosmicznych wymysłów.

    Nie bez powodu tytuł kojarzy nam się z mitologicznym tytanem. Od zarania dziejów człowiek próbował wyjaśnić powstanie świata i odpowiedzieć sobie na pytanie jakiż to niezwykły mechanizm wprawił w ruch nasze życie. Podobne zagwostki męczyły również Elizabeth Shaw (Noomi Rapace), która pewnego pięknego poranka znajduje tajemnicze malowidła na skale. Owo zdarzenie prowadzi do odkrycia największej zagadki ludzkości. Mijają dwa lata, a my wraz z załogą enigmatycznego 'Prometeusza' zostajemy wprowadzeni w wir naukowych poszukiwań. Oprócz wierzącej doktor Shaw i jej nieco narwanego chłopaka, zostaną nam zaserwowane również inne, oryginalne osobistości. Na statku znajdziemy bowiem m.in. wyjątkowo zainteresowanego motywacją Elizabeth robota Davida (Michael Fassbender), ostrą i bezkompromisową Meredith Vickers (Charlize Theron), czy przyjaznego kapitana Janka (Idris Elba). Jak można się domyślić, ta niecodzienna ekspedycja ma na celu dotarcie do naszych 'stwórców'. Oczywiście nie należy zapominać, że to film z gatunku science-fiction, (a właściwie bardziej fiction niż science), więc kolejne nawały akcji prowadzić będą do powolnej eksterminacji każdego członka statku.


    Wizualnie produkcja robi ogromne wrażenie. Początek z dziwacznym, łysym stworem i jego komórkowy rozkład wyjątkowo przypadł mi do gustu (a nie jestem studentką biologii). Wszelkie nowoczesne rozwiązania technologiczne, jak chociażby te na Prometeuszu, czy ciele niebieskim naprawdę dobrze się ogląda. Noomi Rapace udowodniła, ze nie bez kozery angażują ją do hollywoodzkich projektów. Jej Elizabeth jest zarówno zdeterminowana, jak i ludzka- co stanowi zupełne przeciwieństwo theronowskiej Meredith Vickers. Co ciekawe, reżyser chyba pokusił się o stwierdzenie, że to zmechanizowany David odczuwa większą gamę emocji, niż ambitna femme fatale. Zaintrygowała mnie relacja między androidem, a córką jego kreatora- być może zimna Vickers nigdy nie mogła liczyć na ojcowską miłość. Michael Fassbender, którego od dawna lubię, ukradł ten film i sprawił, że nie mogłam oderwać od niego wzroku (a że przystojny z niego gość to już inna sprawa). Sposób w jaki jego postać siada, porusza się, knuje, czy ironizuje jest jednym z największych pozytywów tego dzieła. Idris Elba zaś po 'Lutherze' jest w stanie zaskarbić sobie widza nawet w tym krótszym czasie antenowym.
    Na forum pewnego portalu, znalazłam mnóstwo tematów o scenariuszowych absurdach 'Prometeusza'. Gdyby jednak przyczepić się do 'Mrocznego Rycerza', takich smaczków byłoby dużo więcej. Faktem jednak jest, że po produkcji Scotta nie dowiemy się za wiele, a fabularne tajemnice, pojawiające się w trakcie seansu, prawie w ogóle nie zostaną nam wyjaśnione. Mam również zastrzeżenia co do obślizgłych kreatur w słoikach (choć pewnie wynika to z braku obeznania w tym dziale kina).
   Żeby uściślić swój mały wywód powiem tylko tyle: nawet jeśli usłyszeliście dużo złego o 'Prometeuszu', obejrzyjcie go sobie na spokojnie i dojdźcie do własnych wniosków. Dla mnie mocne 7 na 10.

Na koniec rozluźniający teledysk na lekkie oczyszczenie atmosfery (taki żart w stylu science-fiction):




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...