Toksyczne związki mają to do siebie, że nawet gdy się kończą, zostawiają za sobą pewien nieprzyjemny posmak. Nie inaczej rzecz ma się u Sida i Nancy- słynnej pary lat 70-tych, wyznającej zasadę "live fast and die young". Możliwe, że stanowili wzorzec dla innej, burzliwej historii (ex-Cobainowie)*. Film Alexa Coxa opowiada o losie dwójki wyżej wymienionych postaci, prezentując wizję śmierci, jaka miała miejsce kilka lat temu.
Do jednego z nowojorskich pokoi wpada zaalarmowana policja. Na ziemi znajduje zadźganą blondynkę, a na łóżku zamroczonego mężczyznę. Zabierają go na przesłuchanie, jednak nikomu nie udaje się wyciągnąć sensownych zeznań. Sid, bo tak nazywa się ów człowiek, zostaje w końcu wypuszczony za kaucją, a my cofamy się wraz z jego wspomnieniami do czasu, gdy poznał Nancy.
Kim tak właściwie był Vicious (Gary Oldman)? Znakiem rozpoznawczym The Sex Pistols? Gość nie dość, że nie umiał grać na basie, to jeszcze był agresywny i niszczył się do nieprzytomności. W trakcie jednej z tras koncertowych, Brytyjczyk przypadkiem trafia na Nancy Spungen (Chloe Webb)- jedną z groupies, która myli go z wokalistą Pistolsów (Andrew Schofield). Dziewczyna przykleja się do naszego bohatera, a ten daje jej pieniądze, żeby załatwiła działkę heroiny. I tak, dzień w dzień owa dwójka spędza razem swój żywot, okrojony alkoholowymi libacjami, brudem, seksem, a przede wszystkim narkotykami. Kiedy Sid przestaje być potrzebny, a menagerowie zespołu postanawiając się go pozbyć, ten za namową Nancy próbuje zająć się karierą solową. Plan niezbyt się udaje, a Vicious resztę swojego życia spędza na tułaniu się po hotelach i szukaniu dilerów. W końcu związek uzależnionych kończy się kłótnią, a Sid oskarżony o zabójstwo Nancy umiera z przedawkowania.
Jako osoba, która kiedyś interesowała się zespołem, było dla mnie wręcz oczywiste, że skuszę się na film. To dobra, szara opowieść o ludziach, których wspólny nałóg doprowadził do klęski. Całość zaś okraszona jest wszędobylską punkową muzyką z brytyjskim akcentem w tle. To, co może przeszkadzać w odbiorze seansu, z pewnością tyczy się aktorki odgrywającej Nancy- jej piskliwy, irytujący głosik nie sprawia, że będziemy z nią sympatyzować. Resztę ratuje Gary Oldman w roli Wrednego Sida (aktor w rekordowy ponoć sposób schudł do tej roli).
Jeśli macie ochotę na dramat biograficzno-muzyczny, warto obejrzeć "Sid i Nancy". Jak nisko można upaść, dowiecie się za pomocą tej obdartej z sentymentów, przykrej historii.
*co ciekawe, Courtney Love starała się o rolę Nancy
Film w planach, ale póki co widziałam tylko tę wersję:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=Ln29hZ9hhZ0
Nie ma to jak parka z "500 dni miłości":D Niezła parodia ;)
OdpowiedzUsuńGrali razem w jeszcze filmie "W głąb siebie" (Manic). ;)
UsuńNajlepsza jest Zoey z tym swoim akcentem;p Kolejna pozycja do nadrobienia, muszę chyba zacząć robić jakąś listę.
Usuń