Są takie filmy, które po prostu nam się nie podobają. Zdarzyło mi się parę razy, że kulturalne rekomendacje moich znajomych (które teoretycznie powinny mi się spodobać), nie wywarły na mnie zbyt dobrego wrażenia. Chciałabym tu wymienić kilka takich dzieł, które mnie kompletnie nie powaliły na kolana (chociaż teoretycznie są to moje klimaty).
- "Idol", aka "Velvet Goldmine", film opowiadający historię glamrockowego piosenkarza, poniekąd inspirowaną życiorysem Davida Bowiego jako Ziggy'ego Stardusta. To chyba jedna z tych nielicznych sytuacji, kiedy moje gusta tak bardzo odbiegają od tych filmwebowych (na imdb już jest trochę lepiej;)). Cały film jak dla mnie był dość nużący, muzyka też specjalnie nie cieszyła ucha i mimo tylu znanych twarzy (jak choćby McGregor, Rhys Meyers, czy Collette), była to dla mnie jedna z tych cieńszych produkcji.
- "Melancholia", nie takiego Larsa oczekiwałam. Film był dla mnie dość dużym rozczarowaniem (już pomijam, że o wiele lepiej oglądało mi się Charlotte Gainsbourg, niż nagrodzoną Kirsten Dunst). Początek całej historii nudził, a motywacja postaci nie wymagała żadnych wzniosłych interpretacji. Wizja końca świata i zestawienie osób z problemami psychicznymi potrafiącymi spokojnie przeżyć apokalipsę w stosunku do zdrowych, spanikowanych w tej sytuacji ludzi nie jest niczym nowym (oczywiście zdaniem niektórych przyklaskiwaczy wszystko może i miało niesamowite przesłanie, ale nie dla mnie).

- "Pachnidło"- od razu zaznaczam, że nie czytałam książki, więc mój zawód nie był podyktowany porównywaniem tych dwóch rzeczy. Z reguły jest tak, że jeśli nie kibicujemy głównemu złemu bohaterowi, to solidaryzujemy się z jego ofiarą. Niestety w przypadku tego filmu nie można powiedzieć o żadnej z tych kwestii. Morderca mimo niezwykłego daru, jest mało inteligentnym, nie wzbudzającym specjalnych odczuć w widzu człowiekiem, który nigdy nie zaznał miłości. Fabuła ciągnie się ślimaczym tempem, a świetnie odwzorowany klimat osiemnastowiecznej Francji nie rekompensuje absurdalnej i mało realistycznej końcówki. Nawet Alan Rickman i piękne włosy Rachel Hurd-Wood nie były wstanie zmniejszyć mojego niedosytu.

Wyśnione miłości też mi się nie podobały ;)
OdpowiedzUsuń